Krzyż - Dzień 1 - Pragnąć świętości

 

Na początku rekolekcji zwróciliśmy uwagę na fakt, że najważniejsze inicjatywy duszpasterskie w polskim Kościele rozpoczynały się od tego, że kapłan całkowicie zawierzył siebie i swoją posługę Matce Bożej. I chociaż różne są drogi wiodące do odkrycia tej wyjątkowej relacji, jaka istnieje pomiędzy Maryją a kapłanami, to jeśli nabożeństwo do Niej jest właściwie praktykowane, zazwyczaj przynosi owoce w postaci pastoralnego ożywienia. Maryja, która jest Matką Kościoła, dzieli się ze swoimi synami swoją płodnością.

W tej drodze z Maryją akt całkowitego oddania się Chrystusowi przez Jej ręce to tak naprawdę tylko pierwszy krok. Co dalej? Niezawodnym przewodnikiem będzie dla nas św. Ludwik, którego znamy przede wszystkim jako autora Traktatu o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny. Jednak temat czci do Matki Bożej nie stoi w centrum jego rozważań. Maryja jest dla św. Ludwika tą, która prowadzi do Chrystusa – to On jest najważniejszy w propagowanej przez św. Ludwika duchowości. Chrystus – i to Chrystus Ukrzyżowany! Temat Krzyża był temu kapłanowi szczególnie bliski. W jednym ze swoich listów pisze: „Ach, gdyby chrześcijanie znali wartość krzyży, robiliby tysiąc mil, by znaleźć choćby jeden. Bowiem to w tym umiłowanym krzyżu zawarta jest prawdziwa mądrość, której szukam dniem i nocą z większą niż kiedykolwiek żarliwością” (Pisma wybrane, s. 241). Jeśli pragniemy dobrze przeżywać oddanie Chrystusowi, to musimy zrobić jeszcze parę kroków. Inaczej ogień odnowy naszego kapłaństwa może nie zapłonąć.

Kroki te przedstawia św. Ludwik w Liście okólnym do Przyjaciół Krzyża. W swojej duszpasterskiej działalności ten francuski duchowny nie poprzestawał na głoszeniu, ale również zakładał pobożne stowarzyszenia, skupiając je właśnie pod znakiem Krzyża Chrystusowego. Nadawał im reguły i wprowadzał praktyki zatwierdzone przez biskupów. Dla licznej grupy wiernych rozsianych w różnych rejonach Francji napisał właśnie ów List okólny. Podzielił się w nim swoim doświadczeniem przeżywania cierpienia Jezusa, ale także nauką pochodzącą z Pisma Świętego, z refleksji ojców Kościoła i mistrzów duchowych. Tekst ten jest właściwie komentarzem do jednego wersetu z Ewangelii św. Łukasza: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Łk 9,23). Święty opowiada, jak te wskazania Jezusa układają się w spójny program życia przyjaciół Krzyża. Przede wszystkim musimy chcieć iść za naszym Mistrzem, innymi słowy musimy pragnąć świętości, czyli dążyć do zjednoczenia z Nim. Aby osiągnąć ten cel, trzeba najpierw wszystkiego się wyrzec. Jezus mówi o zaparciu się samego siebie, po którym muszą nastąpić dwa kolejne kroki, a mianowicie: przyjęcie cierpienia („…niech bierze swój krzyż…”) i podjęcie działania („…i niech mnie naśladuje”).

Przytoczone przez św. Ludwika słowa Jezusa były skierowane do wszystkich, nie tylko do apostołów. Natomiast w Ewangelii św. Mateusza Jezus mówi jeszcze dosadniej, tym razem już wprost do grona swoich najbliższych uczniów: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je. A kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 10,37–39). Mistrz chce być przez nas kochany! Tylko miłość do Chrystusa jest właściwą motywacją odważnego pójścia za Nim.

Temat miłości pojawia się także w scenie, w której Jezus powierza Piotrowi władzę pasterską. Nasz Pan dokonuje tego poprzez zadanie mu trzech bardzo podobnych do siebie pytań. Dlaczego tak robi? Być może, jak pisali ojcowie Kościoła, Jezus stwarza sytuację równoległą do tej, w której Piotr się trzykrotnie Go zaparł – teraz więc ma szansę potwierdzić swoje przywiązanie do Mistrza. Jest w tym dużo racji. Jezus po zmartwychwstaniu jakby przechodzi z Piotrem drogę jego zaparcia się i ucieczki, ale w odwrotnym kierunku. Daje mu szansę, by trzykrotnym „kocham” zakrył swoje trzykrotne „nie znam”. Pomyślałem jednak, że ta rozmowa ma także inny wymiar – taki, który jeszcze lepiej uzmysłowi nam, czym jest powołanie kapłańskie. Jezus oczekuje odpowiedzi na każde z zadanych pytań. Piotr odpowiada pozytywnie i tym samym wyraża zgodę na działanie Mistrza i to skutkuje powierzeniem mu Bożej owczarni. Rozmowa ta do żywego przypomina mi dialog, który odbywa się pomiędzy małżonkami a księdzem podczas zawierania sakramentu małżeństwa. Ksiądz pyta młodą parę: „Czy chcecie…” i poprzez wypowiedzenie przez nich trzykrotnego „tak”, dzięki łasce Chrystusa, dokonuje się zawiązanie węzła małżeńskiego. Nierozerwalna wspólnota miłości rodzi się ze zgody kobiety i mężczyzny. Podobnie w wyniku trzykrotnie wypowiedzianego przez Piotra: „…kocham”, rodzi się nierozerwalna więź pomiędzy nim a Kościołem.

Przyjrzyjmy się, co jest podstawą tej więzi Piotra z owczarnią. Jezus nie pyta go o miłość do owiec i baranków. Nie mówi: „Czy miłujesz moje owce?”. Jezus pyta: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?” (J 21,15). Wszystko, co dzieje się w życiu kapłana, zarówno w wymiarze osobistym, jak i w służbie, zależy od jego relacji z Chrystusem. Jeśli na pytania Mistrza odpowiadamy miłością, w końcu jak Piotr usłyszymy nie tylko: „Jeśli [chcesz] iść za Mną …”, ale pełne mocy: „Pójdź za Mną!”. A zatem Wasze „tak” powiedziane w dniu powołania, a następnie powtórzone w sakramencie święceń, niech zostanie potwierdzone w momencie odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych, czyli podczas składania aktu oddania się Jezusowi przez ręce Jego Matki. Niech umocni ono więź przede wszystkim pomiędzy kapłanem a Chrystusem i dopiero potem między kapłanem a Kościołem.

Z Listu do Koryntian 
„Czyż nie wiecie, że gdy zawodnicy biegną na stadionie, wszyscy wprawdzie biegną, lecz jeden tylko otrzymuje nagrodę? Przeto tak biegnijcie, abyście ją otrzymali. Każdy, który staje do zapasów, wszystkiego sobie odmawia; oni, aby zdobyć przemijającą nagrodę, my zaś nieprzemijającą. Ja przeto biegnę nie jakby na oślep; walczę nie tak, jakbym zadawał ciosy w próżnię, lecz poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego” (1 Kor 9,24–27).