Krzyż - Dzień 2 - Wyrzec się siebie

 

W trzech pytaniach, które Jezus zadaje Piotrowi, widzimy pewną dynamikę. Najpierw Mistrz pyta: „Czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci”. Następnie: „Czy miłujesz Mnie?”. I w końcu: „Czy kochasz Mnie?”. Za każdym razem Piotr odpowiada tak samo: „Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”. W tekście oryginalnym widać wyraźnie, że początkowo Jezus pyta o agape, czyli najwyższą formę miłości, natomiast Piotr odpowiada, używając czasownika oznaczającego miłość niejako niższego rzędu – fi lia. W polskich przekładach najczęściej pierwszy rodzaj miłości oddaje czasownik „miłować”, drugi – „kochać”. Możemy ten dialog odczytać jako stopniowe dostosowywanie wymagań Jezusa do ograniczonych możliwości Piotra. Skoro ten nie jest gotów miłować Jezusa „więcej” niż inni uczniowie, to niech przynajmniej miłuje, a skoro nie jest w stanie miłować, to niech przynajmniej kocha. Ale możemy popatrzyć na tę rozmową również inaczej. Jezus oczekuje naszego ludzkiego potwierdzenia, takiego do jakiego jesteśmy w danym momencie gotowi i zdolni, na każdą z zaproponowanych przez Niego miłości. I tę najwyższą, i tę, która łączy przyjaciół – każdą z nich potwierdzamy Bogu naszym słabym, ludzkim kochaniem. Więź miłości, jaka powstaje pomiędzy nami a Chrystusem, tym różni się od więzi małżeńskiej, że zawsze będzie asymetryczna. Jego miłość nas wyprzedza i przerasta. Chrystus roztacza przed nami perspektywę miłowania, ale cierpliwie zadowala się każdym naszym szczerym wysiłkiem poczynionym w stronę miłości.

Ważne jest jednak, aby „tak” dane Bogu dotyczyło wszystkich aspektów życia. Każda nasza miłość musi być poddana miłości Chrystusowej. O tym właśnie mówi św. Ludwik, wyjaśniając drugą część wypowiedzi Jezusa: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie…” (Łk 9,23). Ale święty kapłan podkreśla w swoim Liście, że tylko nieliczni mają w sobie gotowość, by wejść w tajemnicę Krzyża. Chrystus zaprasza nas do bardzo szczególnej relacji. Chce nam się dać całkowicie, ale też wymaga od nas całkowitego oddania. „Wiedzcie, drodzy Przyjaciele Krzyża, że ci z was, którzy nie mają tej determinacji, stąpają jakby na jednej nodze, lecą na jednym tylko skrzydle i nie są godni być pośród was, bo też nie są godni miana Przyjaciół Krzyża, który trzeba ukochać wraz z Jezusem Chrystusem corde magno et animo volenti (wielkim sercem i duszą ochotną, por. 2 Mach 1,3) (Pisma wybrane, s. 261).

W jaki sposób możemy wyrzekać się siebie? Dokładny plan działania pozostawia nam apostoł Paweł w Liście do Filipian. W hymnie, który za czasów apostoła był zapewne już używany podczas liturgii, pisze Paweł na temat Chrystusa: „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2,6–7). W centrum tych dwóch wersów znajdziemy słowo „ogołocenie” (gr. kenoza). Termin ten jest dobrze znany w teologii. Mówi o tym, że Syn Boży w momencie wcielenia wyzbył się przynależnej Mu chwały. Bóg sam zrezygnował z czegoś, co się Mu należy ze sprawiedliwości. Nie dlatego, że był do tego zmuszony, ale dlatego, że sam w sposób wolny, z miłości, chciał tak bardzo zbliżyć się do człowieka. Paweł uściśla jednak, na czy polegało owo ogołocenie – na przyjęciu postaci sługi. Stąd możemy już bardzo łatwo wywnioskować, w jaki sposób powinniśmy wyrzekać się siebie. Kapłaństwo Chrystusa jest jedno. My, księża, tylko uczestniczymy w Jego służebnym kapłaństwie. Mamy zatem służyć Kościołowi, rezygnując z chwały, nawet tej, która się nam „ze sprawiedliwości” należy.

Apostoł Paweł nie zatrzymuje się jednak w tym miejscy, ale zachęca Filipian do zrobienia następnego kroku. W dalszej części hymnu czytamy: „A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,7–8). Kolejnym etapem wyrzeczenia się siebie jest uniżenie. I znowu św. Paweł bardzo konkretnie dookreśla, na czym polega owo uniżenie, a mianowicie na posłuszeństwie aż „do śmierci”. Tak jak we wcześniejszym wersecie użył terminu „ogołocenie” dla opisania tajemnicy wcielenia, tak teraz używa terminu „uniżenie” dla opisania odkupienia, czyli śmierci, męki i zmartwychwstania Chrystusa. Każdy z nas w momencie święceń przyrzekał posłuszeństwo biskupowi i jego następcom. Bardzo często jest ono dla nas realnym uniżeniem, swoistą drogą krzyżową. Właśnie przez nie, podobnie jak przez służbę dla Kościoła, realizuje się w naszym życiu to, do czego zaprosił nas Jezus: zaparcie się samego siebie. Zobaczmy, jak surowo św. Ludwik pisze o tych, którzy nie rozumieją tej konieczności: „O jakże dalecy od towarzystwa Przyjaciół Krzyża są ci nadęci pychą cierpiętnicy, mędrcy tego świata, wielcy geniusze i tęgie umysły, zbałamuceni i nadęci przez własną wiedzę i własne talenty! Bardzo dalecy te wielki gaduły, które robią mnóstwo hałasu i nie wydają żadnych innych owoców poza próżnością! Jakże dalecy nadęci pychą pobożnisie, obnoszący się z wyniosłą rezerwą pysznego Lucyfera, (…) i nie mogący wytrzymać, żeby się nie usprawiedliwiać, gdy ktoś ich zaatakuje – żeby się nie bronić; gdy ktoś ich poniży – żeby się nie zerwać na równe nogi!” (Pisma wybrane, s. 262–263).

Największą pociechę dla tych, którzy zapragną wejść na tę drogę, niech stanowi fakt, że nie będą na niej sami. Zobaczmy, że św. Paweł zachęca usilnie Filipian, by nie bali się podjąć tego wezwania: „To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie” (Flp 2,5). W innym miejscu pisze do Koryntian: „Bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa” (1 Kor 11,1). Droga ogołocenia i uniżenia została dla nas wytyczona przez Chrystusa. Oby i w nas było pragnienie wejścia na tę królewską drogę.

Z Listu do Filipian 
„Ale to wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze względu na Chrystusa uznałem za stratę. I owszem, nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim – nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych. Nie [mówię], że już [to] osiągnąłem i już się stałem doskonałym, lecz pędzę, abym też [to] zdobył, bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa” (Flp 3,7–11).