Krzyż - Dzień 3 - Cierpieć i działać

 

Święty Ludwik, pisząc o konieczności przyjęcia przez chrześcijanina własnego krzyża, formułuje bardzo ważną uwagę: „Nie wystarczy jednak cierpieć: również szatan i świat mają swoich męczenników; trzeba cierpieć i nieść swój krzyż śladami Jezusa Chrystusa: sequatur me, «…niech idzie za Mną». To znaczy tak, jak On niósł Krzyż” (Pisma wybrane, s. 285). W tym celu święty podaje zasady, które pozwolą nam uniknąć podstawowego błędu, a mianowicie niesienia krzyża, który sami sobie wymyśliliśmy. Poznajmy zatem czternaście reguł św. Ludwika (Pisma wybrane, s. 285–305):

1. „Nie stwarzajcie sobie krzyży umyślnie i z własnej winy; nie można czynić zła, by powstało z niego dobro; bez szczególnego natchnienia nie należy niczego wykonać źle, aby tylko ściągać na siebie ludzką wzgardę”.

Mamy być kapłanami bez zarzutu, czyli przykładającymi się do służby Bożej. Tymczasem niekiedy można zaobserwować, jak niektórzy duchowni jakby celowo prowokują swoim nieroztropnym zachowaniem ludzki gniew, a potem twierdzą, że cierpią za wierność Ewangelii. Tego rodzaju „cierpienia” można uniknąć, a nawet należy to robić. Nie twórzmy takich okazji, bo prawdziwe prześladowania i wzgarda jeszcze przyjdą.

2. „Gdy czynicie coś obojętnego, co jednak gorszy waszego bliźniego, chociaż bezpodstawnie, powstrzymajcie się od tego z miłości, aby przestać gorszyć maluczkich; heroiczny akt miłosierdzia, jakiego wówczas dokonacie, wart jest nieskończenie więcej od tego, co robiliście bądź chcieliście zrobić”.

Jakie neutralne zachowania mogą gorszyć ludzi, którzy nas obserwują? Jedzenie w restauracjach? Korzystanie z kosztownych gadżetów? Jeżdżenie bardzo dobrym samochodem? Chodzenie w markowych butach? Możemy próbować to wszystko sensownie usprawiedliwiać, warto jednak zadać sobie pytanie, dlaczego ludzie się tym gorszą. Prawdopodobnie dlatego, że życie jest dziś drogie i frustrujące, wielu chrześcijan nie stać na wysoki standard życia, ponieważ muszą zarobić na utrzymanie rodziny. Wyobraźnia miłosierdzia to także solidarność z zupełnie przeciętnym człowiekiem, którego nie wolno gorszyć.

3. „Mimo że niektórzy święci i ludzie wybitni zabiegali o krzyże, o pogardę i upokorzenia, szukali ich, a nawet je sobie stwarzali niepoważnymi czynami, to jednak my uwielbiajmy i podziwiajmy tylko nadzwyczajne działanie Ducha Świętego w ich duszach, i uniżajmy się na widok tak szlachetnej cnoty, nie ośmielając się wzbić podobnie wysoko”.

Na świętych nie powinniśmy patrzeć jak na doskonałych bohaterów. Niektóre ich zachowania świadczą przecież o jakimś nieoczyszczeniu, o zmaganiu się z pokusami, także tymi, które przyjmują pozory pobożności. Ostatecznie zwyciężyła w nich łaska Boża i tylko to powinno być przedmiotem naszego uwielbienia i pragnień.

4. „Możecie jednak, a nawet powinniście, prosić o mądrość Krzyża, która jest wyborną i praktyczną nauką prawdy, odsłaniającą w świetle wiary najbardziej ukryte tajemnice”.

Cały czas powinniśmy być świadomi, że nigdy nie staniemy się ekspertami od Krzyża Chrystusowego. Nieustannie módlmy się, aby Bóg objawiał nam z tej tajemnicy tyle, ile uważa, że jest nam potrzebne. Taka modlitwa użyźni serce kapłana, uczyni je rzeczywiście pokornym, by przyjęta przez nie prawda, wydała jak największy plon.

5. „Gdy poprzez niewiedzę czy nawet z własnej winy popełnicie jakiś błąd, który ściągnie wam krzyż, natychmiast upokorzcie się z tego powodu, pod mocną ręką Boga, nie popadając z własnej woli w niepokój, mówiąc sobie na przykład w głębi duszy: «Oto, Panie, do czego jestem zdolny!»”. Jeśli w popełnionym błędzie jest coś z grzechu, uznajcie doznane upokorzenie jako należną za to karę; jeśli natomiast nie ma w tym żadnego grzechu, przyjmijcie to jako upokorzenie za swoją pychę”.

Tak naprawdę w żadnej sytuacji nie jesteśmy bezgrzeszni, a drzemią w nas wielkie pokłady zachowań, które ranią Boga i bliźnich. Na szczęście jednak nasz Bóg jest Miłością, dlatego możemy Mu ufać, że – czy to przyjmując karę za grzech już popełniony, czy godząc się na upokorzenie za charakterystyczną dla nas pychę – jesteśmy bezpieczni. Jeśli ufamy Bogu, nasz stosunek do naszej grzeszności powinien być jednoznaczny.

6. „Skoro spojrzenia i myśli ludzkie tak psują najlepsze uczynki i dary Boże, to cóż można powiedzieć o aktach woli własnej, które są jeszcze bardziej zepsute niż akty umysłu? Nie dziwmy się zatem, że Bóg z upodobaniem ukrywa swych wybrańców w tajemnicach swego oblicza, aby nie zostali zbrukani ludzkimi spojrzeniami i własnym swym poznaniem. Aby zaś ich w taki sposób ukryć, czegóż nie dopuszcza i nie czyni ów zazdrosny Bóg! Ileż to upokorzeń im dostarcza! Jak wiele błędów pozwala im popełnić! Dopuszcza, by atakowały ich liczne pokusy, jak św. Pawła!”.

W następnym punkcie św. Ludwik zwraca uwagę na fakt, że to sam Bóg niekiedy wypala nas w ogniu trudnych doświadczeń. Jest to tajemnica, którą szczególnie trudno pojąć współczesnemu człowiekowi. Któż dziś umie przyjąć postawę Hioba, który mówił do swojej żony: „Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy?” (Hi 2,10). Oczywiście Bóg nie czyni zła, może je tylko na nas dopuścić. I przecież często to robi! Jeśli pragniemy pochodzącej od Niego świętości, pozwalajmy Mu działać, jak chce. Zauważmy jednak, że ważnym wątkiem jest tutaj ukrycie, które ma nas chronić. Dlatego nie warto dążyć do tego, by żyć na oczach ludzi. Nie warto na bieżąco relacjonować swoich działań, nawet (a może zwłaszcza!) tych najpobożniejszych. Niektórzy księża opowiadają o sobie nawet w kazaniach... Dziś ukrycie staje się wartością szczególnie niedocenianą, a to w nim dokonuje się to, co najważniejsze. Popatrzmy na przykład Matki Bożej, o której pięknie pisze św. Ludwik na początku Traktatu: „Pokora Jej była tak głęboka, że nic nie miało dla Niej większego powabu, jak wieść życie ukryte przed samą sobą i przed wszelkim stworzeniem, a znaną być jedynie Bogu”.

7. „Strzeżcie się więc, by nie sądzić, niczym pełni pychy i zajęci sobą dewoci, że wasze krzyże są wielkie, że są próbą dla waszej wierności i świadectwem szczególnej miłości Boga względem was. Ta pułapka duchowej pychy jest niezmiernie sprytna i misterna, ale pełna jadu. Powinniście uważać, że (…) cierpliwość, z jaką cierpicie, jest tak naprawdę zgodniejsza z naturą i ludzka bardziej, niż przypuszczacie: świadczą o tym drobne ułatwienia; sekretne poszukiwanie pociechy; to naturalne otwieranie serca przed przyjaciółmi czy choćby przed kierownikiem duchowym; subtelne i natychmiastowe usprawiedliwienia; skargi na tych, którzy wyrządzili wam zło, a raczej ich obmowa w sprytnych sformułowaniach, w miłosiernych waszych wypowiedziach; powracanie do wyrządzonego wam zła i nieuchwytne w nim upodobanie; owo diabelskie mniemanie, że jesteście kimś niezwykłym, itd. Nigdy nie zdołałbym opisać wszystkich sztuczek i wykrętów, jakich natura używa nawet w cierpieniu”.

Własny krzyż należy przyjmować jak coś naturalnego w życiu chrześcijanina. To oczywiste, że Bóg nas kocha, że wybrał nas dla siebie – tak jak miliony innych osób. Indywidualny wymiar relacji człowieka z Bogiem poznawalny jest – o czym już wspomniałem, poruszając wątek ukrycia – w autentycznej intymności, którą wytrzymują tylko dusze pokorne. Dlatego powinniśmy wystrzegać się postawy samozwańczych męczenników. Koncentrowanie się na krzywdzie, którą nam ktoś wyrządził, przynosi wyłącznie złe owoce – wbija nas w pychę i zamyka nasze serce na drugiego człowieka.

8. „Czerpcie korzyść, i to nawet większą, z małych właśnie niż wielkich cierpień. Bóg patrzy nie tyle na cierpienie samo, ile na to, w jaki sposób cierpimy. Cierpieć dużo i źle znaczy cierpieć jako potępiony; cierpieć dużo i z odwagą, ale dla złej sprawy, to cierpieć jako męczennik szatana; cierpieć mało lub dużo i cierpieć dla Boga, to cierpieć jako święty”.

Nie jest wstydem gdzieś w głębi serca pragnąć dla siebie męczeństwa w imię Chrystusa, jednak św. Ludwik wskazuje, że dosłownie każdy rodzaj cierpienia powinniśmy chcieć przeżywać pobożnie. Ma tu zastosowanie zasada: „Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny” (Łk 16,10). Niech nasz codzienny rachunek sumienia obejmuje właśnie nasz stosunek do rozmaitych przykrości i upokorzeń. Nauczmy się autentycznie oddawać je Bogu.

9. „Gdy mówi się, że trzeba kochać krzyż, nie chodzi o miłość zmysłową, która z natury jest niemożliwa. Należy zatem dobrze rozróżnić trzy rodzaje miłości: miłość zmysłową, miłość rozumną oraz miłość wierną i najwyższą; inaczej ujmując: miłość części niższej, którą jest ciało, miłość części wyższej, którą jest rozum, i miłość części najwyższej albo szczytu duszy, którą jest umysł oświecony wiarą”.

Wiele z tego, co zostało tu powiedziane, można by zrozumieć opacznie, gdyby nie fakt, że miłość Krzyża, a zatem współcierpienia z Chrystusem, jest miłością nadprzyrodzoną, a nie zmysłową. Żadna udręka nie powinna dostarczać nam „radości zmysłów”, może za to radować i umacniać nasz rozum. A jednak najdoskonalszą miłością Krzyża jest ta, która wydarza się w ciemnościach Ogrójca, kiedy powtarzamy za Chrystusem: „Ojcze, nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”.

10. „Wreszcie, wyobraźcie sobie, że po tym, gdy już straciliście wszelkie dobra i cześć, kiedy już zostaliście wygnani z domu, (…) wyrzucą was jak cuchnącego i obsypanego wrzodami Hioba na kupę gnoju, i nikt nie opatrzy waszych ran, ani nie da kawałka chleba, którego nie odmówiono by koniowi czy psu, a z tymi wszystkimi skrajnymi cierpieniami Bóg jakby zostawia was na pastwę wszelkich diabelskich pokus, nie wlewając wam w duszę najmniejszej odczuwalnej pociechy. Wierzcie wytrwale, że to właśnie jest sam szczyt Boskiej chwały i rzeczywistego szczęścia dla prawdziwego i doskonałego Przyjaciela Krzyża”.

Ćwiczenie duchowe, które zaleca św. Ludwik, jest trudne. Skoro jednak naszkicowany obraz jest jeszcze tylko pewną fantazją, nie marnujmy ani chwili na sprawy, które nie wzmacniają naszej relacji z Bogiem. Przecież sytuacja opisana przez świętego nie jest możliwa do wytrzymania, jeśli uprzednio nie przylgniemy do Boga, jeśli już teraz nie pozwolimy Mu w nas działać! W oczekiwaniu na wieczne zjednoczenie z Bogiem w niebie, już tu, na ziemi, jednoczmy z Nim wszystko, co tylko potrafi my. Bo tylko jeśli będziemy z Nim jedno, pociechy stracą dla nas znaczenie, a pokusy odstąpią same.

11. „Niech będzie dla was pomocą w dobrym cierpieniu święty zwyczaj zważania na cztery sprawy” – pisze św. Ludwik w kolejnym punkcie, po czym namawia do kontemplacji: oka Boga, rąk Boga, ran Ukrzyżowanego oraz rzeczywistości duchowej tj. nieba i piekła. A zatem, po pierwsze, we właściwym przeżywaniu cierpienia pomaga świadomość, że Bóg nigdy nie spuszcza nas z oczu. My wpatrujemy się czasami w Jego eucharystyczne Oblicze, a On patrzy na nas nieustannie. Rzecz jasna nie adoruje nas, gdyż Stwórca nie adoruje stworzenia, ale na pewno wpatruje się w każdego swojego kapłana z miłością, która jest większa od naszego ludzkiego kochania.

Po drugie, Bóg ma nas w swoich rękach. Nie wiem, czy św. Ludwik znał obraz Rembrandta „Powrót syna marnotrawnego”, ale jego uwaga o dłoniach Boga wydaje się zawierać podobną myśl, którą wyrażają namalowane dłonie postaci ojca – jedna masywna, szorstka i druga znacznie delikatniejsza. Święty pisze: „Patrzcie na wszechmocną i nieskończenie delikatną Rękę Boga: podtrzymuje was ona, gdy druga Jego ręka was uderza; jedną ręką Bóg karci, a drugą ożywia; uniża i podnosi, a swymi ramionami łagodnie obejmuje wasze życie od krańca do krańca, łagodnie, ale i z mocą”.

Rozmyślając o rękach Boga, nie sposób nie zobaczyć także zranionych dłoni Ukrzyżowanego. Wiele tu pisałem o konieczności zjednoczenia swojego cierpienia z Jego męką, jednak w tych duchowych wysiłkach musimy pamiętać o podstawowej różnicy. Przypomina o niej św. Ludwik słowami samego Pana: „Spójrzcie oczyma swojego ciała i oczyma waszej kontemplacji, czy wasze ubóstwo, nagość, dotykająca was wzgarda, wasze boleści, opuszczenie, są podobne do moich; patrzcie na Mnie, niewinnego, i uskarżajcie się, wy, którzy jesteście winni!”. Kontemplacja Ukrzyżowanego, zwłaszcza w chwilach wielkiego bólu, daje nam właśnie tę realistyczną perspektywę.

Dalej św. Ludwik zaleca skierowanie wzroku na niebo, czyli ku przyszłej chwale, i tylko rzut okiem na piekło – wyłącznie po to, by przypomnieć sobie o jego istnieniu. Niebo natomiast należy kontemplować. Inny Boży mąż, św. Bernard, zwięźle ujmuje, dlaczego mamy to robić: „Co do mnie, przyznaję, że ilekroć myślę o świętych, czuję, jak się we mnie rozpala płomień wielkich pragnień”. Pielęgnowanie w sobie pragnienie zjednoczenia się z Bogiem nie może nie zaowocować umiłowaniem Krzyża.

12. „Nigdy nie uskarżajcie się umyślnie i z szemraniem na stworzenia, którymi posługuje się Bóg, aby was przygnębić”.

Teksty biblijne oraz wszyscy ojcowie duchowi przestrzegają nas, jak wielkim niebezpieczeństwem jest szemranie i narzekanie. Potrafi ono skutecznie odebrać nam pokój serca i uniemożliwić modlitwę. Ale św. Ludwik zauważa jeszcze coś – skarżenie się na bliźnich może być zbrodnicze! Bywa przecież formą zemsty za cierpienie, którego doświadczamy. Kiedy wydaje się, że zranieni już nic nie możemy zrobić, zawsze pozostają dwie rzeczy – skarga przed ludźmi lub modlitwa do Boga. Krok w stronę śmierci lub w stronę życia.

13. „Nigdy nie przyjmujcie żadnego krzyża, nie ucałowawszy go najpierw pokornie i z wdzięcznością”.

Wszystkie cierpienia, upokorzenia i przeciwności, które możemy doświadczyć, w pewien sposób upodabniają naszą sytuację do sytuacji Syna Bożego. Jego śmierć na Krzyżu była aktem miłości... Musimy więc codziennie umierać razem z Nim (por. Ga 2,19–20), by w końcu nauczyć się kochać jak Bóg. Dlatego całujmy nasze krzyże – te, które przyjmujemy, ale także te materialne krzyże, które wiszą na ścianach naszych cel lub mieszkań. Całujmy również krzyż, który nosimy na piersiach. Niech ten pocałunek będzie modlitwą kapłana, w której wyraża się wola zjednoczenia z Ukrzyżowanym.

14. „Jeśli pragniecie godnie przyjmować krzyże, które przyjdą na was bez waszego udziału – a takie są najlepsze – chętnie bierzcie je na swoje barki…”.

Ostatnia wskazówka św. Ludwika dotyczy dobrowolności w przyjmowaniu wszelkich trudów. Ćwiczenie duchowe, jakie w tym przypadku proponuje, dotyczy zarówno gotowości do ograniczania, jak i przekraczania siebie. Jeśli mamy w czymś szczególne upodobanie – zdobądźmy się czasami na wyrzeczenie tej przyjemności. Jeśli czujemy do kogoś odrazę – spróbujmy zmusić się do gestów przyjaźni. W ten sposób oczyścimy i rozszerzymy swoje serce do coraz bardziej Bożych rozmiarów. Czternaście zasad, które podaje św. Ludwika, pomoże nam rzeczywiście ukochać Krzyż Chrystusowy. Widzimy, że nie chodzi w nich jedynie o bierne doświadczanie cierpienia, ale o aktywne wykorzystanie wszelkich przeciwności, które spotykają nas w życiu, by uczynić z nich narzędzia naszego zjednoczenia z Bogiem.

Pragnienie świętości, wyrzeczenie się siebie i wzięcie własnego krzyża, by naśladować Chrystusa, to tak naprawdę istota nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny. Ona pierwsza przecież poszła radykalnie za swoim Synem, aż na Golgotę. Dlatego dobrze przeżywane oddanie się Chrystusowi przez ręce Jego Matki skutkuje nie tyle wzrostem pobożności maryjnej, co wzrostem pobożności chrystocentrycznej. Święty Ludwik w Traktacie pisze wprost: „Jezus Chrystus, nasz Zbawiciel, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek, musi być ostatecznym celem wszelkiej naszej pobożności, inaczej byłaby ona fałszywa i zwodnicza. (…) Jeśli więc ustanawiamy doskonałe nabożeństwo do Najświętszej Dziewicy, to jedynie po to, by nasze nabożeństwo do Jezusa Chrystusa stało się gruntowniejsze i doskonalsze oraz by podać łatwy i pewny środek do znalezienia Chrystusa. Gdyby nabożeństwo do Najświętszej Dziewicy oddalało nas od Jezusa Chrystusa, to trzeba by je odrzucić jako złudzenie szatańskie. Tymczasem rzecz ma się przeciwnie (…). Nabożeństwo to jest konieczne, ale po to, by Jezusa Chrystusa całkowicie znaleźć, ukochać Go i wiernie Mu służyć” (Pisma wybrane, s. 429–431).

Na temat niewłaściwej pobożności pisał również św. Paweł. Zwracając się do Tymoteusza, apostoł przewiduje, jak będą wyglądały czasy ostateczne w Kościele. „A wiedz o tym, że w dniach ostatnich nastaną chwile trudne. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, bez serca, bezlitośni, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, nieprzychylni, zdrajcy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosz niż Boga” (2 Tym 3,1–4). Do tej listy Paweł dodaje bardzo poważną wadę charakteryzującą ludzi wierzących: „…będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy” (2 Tym 3,5). W tłumaczeniu Biblii pierwszego Kościoła czytamy: „Będą zachowywać pozory religijności, ale sprzeciwiać się będą jej oddziaływaniu”. Wydaje się, że pierwsze tłumaczenie jest lepsze, gdyż greckie słowo dynamis oznacza rzeczywiście „moc”, ale może warto byłoby dodać, że jest to właśnie (powstrzymana) moc „oddziaływania” na tego, który zachowuje jakieś formy pobożności. Istotą doskonałego nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny jest radykalne naśladowanie Chrystusa. Bez decyzji na to, by naprawdę pójść za Nim, nabożeństwo do Jego Matki będzie pozbawione mocy.

Z Listu do Koryntian 
„Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga. Przez Niego bowiem jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem, aby, jak to jest napisane, w Panu się chlubił ten, kto się chlubi” (1 Kor 1,26–31).