Oddanie - Dzień 2 - Zwiastowanie - siła modlitwy

 

Przypatrujemy się Matce Bożej, Maryi z Nazaretu, która uczy nas jak być pośrednikami. Ona sama w sposób szczególny uczestniczyła w tym jedynym pośrednictwie Chrystusa. Wielu teologów wskazywało na Maryję jako pośredniczkę łask. Zwracali uwagę na to, że Kościół otrzymuje łaski dzięki wstawiennictwu Matki Bożej. Podczas naszych rekolekcji nie tylko uciekamy się do Niej jako do Tej, która nam pomaga, która wyprasza nam łaski, ale również przypatrujemy się Jej jako Matce Kapłanów, aby zobaczyć, w jaki sposób możemy i my być pośrednikami.

Przewodnikiem w odkrywaniu tego szczególnego pośrednictwa Matki Bożej jest dla mnie Sługa Boży o. Jacek Woroniecki OP, który poruszał to zagadnienie w pierwszej połowie XX wieku. Ojciec Woroniecki w książce Macierzyńskie Serce Maryi omówił różne momenty w życiu Matki Bożej, w których objawiło się Jej pośrednictwo. Wszystkie te tajemnice Jej życia możemy odnieść również do naszego kapłaństwa.

Pierwszym momentem jest zwiastowanie. Można je porównać do naszego powołania, gdyż anioł powiedział Maryi wszystko to, co było w Jej życiu najważniejsze. Myślę, że każdy z nas potrafi przypomnieć sobie tę chwilę, kiedy poczuł, że Chrystus wzywa go, aby poszedł za Nim. Może na początku była to jeszcze niejasna idea, nie wiedzieliśmy, co oznacza iść za Chrystusem, nie zdawaliśmy sobie sprawy, czym jest kapłaństwo, na czym polega życie zakonne. Ale na ogół doskonale pamiętamy ten moment powołania. Jeden z moich współbraci twierdzi, że potrafi nawet pokazać w Krakowie płytkę chodnikową, na której stał, kiedy po raz pierwszy poczuł, że chce być kapłanem. Inny może wskazać ławkę w naszej krakowskiej bazylice, w której siedział, kiedy patrząc na kapłana sprawującego na ołtarzu Eucharystię, usłyszał w sercu: „To będzie twoje miejsce”. Takie momenty są naszymi zwiastowaniami. Podobnie jak Maryja odpowiedzieliśmy „tak”. Dlatego teraz jesteśmy kapłanami Chrystusa, dlatego uczestniczymy w tych rekolekcjach. Hojnie odpowiedzieliśmy na Jego zaproszenie.

Zobaczmy jednak, że zaraz po zwiastowaniu w życiu Maryi następuje okres milczenia. Maryja nie jest w stanie opowiedzieć św. Józefowi, czyli komuś najbliższemu, o tym, co się wydarzyło. Doświadczenie zwiastowania/powołania, bardzo często jest tak głębokim i tak intymnym doświadczeniem, że nie potrafi my o nim opowiedzieć drugiej osobie. Podobnie jest z mistykami. Mistyk nie jest w stanie dokładnie przekazać tego, co widzi w wizji mistycznej. Ludzkie słowa i obrazy są niewystarczające. Bernadetta Soubirous mówiła, że figury Matki Bożej, które powstają na podstawie jej opisu Pięknej Pani, są absolutnie do Niej niepodobne. Święta Faustyna prawie się rozpłakała, kiedy zobaczyła pierwszy obraz Jezusa Miłosiernego, bo jej zdaniem zupełnie nie przypominał tego Chrystusa, którego ona widziała. My również zmagamy się z niezrozumieniem, kiedy dane jest nam jakieś pierwotne, bardzo mocne doświadczenie obecności Boga. Trzeba to doświadczenie stale w sobie pielęgnować, stale wracać do tego momentu, kiedy Chrystus nas powołał. Są to najważniejsze momenty w naszym życiu. Ale nie chodzi tylko o to, aby wspominać je w sposób sentymentalny. Powinniśmy je wspominać w celu lepszego zrozumienia zawartego w powołaniu przesłania. Bóg nam wtedy powiedział, czego od nas pragnie. Tak jak Maryi powierzył zadanie w słowach: „Poczniesz i porodzisz Syna”, tak również nam powierzył jakąś misję. Warto wracać do tych momentów, analizować je i pytać samego siebie: Co mi Chrystus pokazał? Do czego mnie wezwał? Jakie są najważniejsze elementy tego wezwania? Bardzo często właśnie w tym ukazanym podczas powołania kierunku rozwija się nasza kapłańska posługa.

A zatem, z jednej strony, warto wracać do tego momentu, aby zrozumieć swoje powołanie, z drugiej – po to, aby zrozumieć niezwykle ważny aspekt pośrednictwa. Ojciec Woroniecki zauważa, że Maryja nie tłumaczyła niczego Józefowi, lecz modliła się, aby sam Bóg objawił mu to, co istotne. I tak się stało. W Ewangelii św. Mateusza czytamy, że w śnie Józefa zjawił się anioł i odkrył przed nim tajemnicę poczęcia Dzieciątka. Józef jest pierwszą osobą, za którą modliła się Maryja. To nasze wspólne z Maryją doświadczenie braku możliwości przekazania drugiemu człowiekowi treści naszego powołania, pokazuje nam bardzo uniwersalną prawdę duchową.

Czasami czujemy, że słowami nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć i przekazać treści, które płyną wprost z Ewangelii. Ludzie z różnych powodów ich nie przyjmują. Wtedy powinniśmy modlić się za takie osoby. Modlitwa nie jest tylko jakimś dodatkiem do naszego głoszenia, do naszej działalności apostolskiej. Przykład Maryi pokazuje, że modlitwa jest absolutnie podstawową aktywnością – skuteczność naszego głoszenia i naszej pracy apostolskiej jest wprost proporcjonalna do tego, na ile potrafi my modlić się za osoby, które zostały nam powierzone. Modlitwa jest siłą. I co ciekawe, modlitwą możemy dotknąć wszystkich. Nasza działalność apostolska ma swoje ograniczenia. Może ogarnąć parafię czy też diecezję. Przy użyciu środków masowego przekazu możemy dotrzeć do jakiejś ogromnej, ale przecież ograniczonej liczby odbiorców. Natomiast modlitwą możemy dotknąć dosłownie każdego. Nie ma żadnych ograniczeń. W Jezusie Chrystusie mamy dostęp do wszystkich właśnie przez modlitwę, dlatego ona jest kluczowa w przekazywaniu Ewangelii. Ewangelizowanie nie może ograniczać się jedynie do głoszenia, ale potrzebna jest modlitwa za tych, którym głosimy, do których jesteśmy posłani. I to działa.

Możemy znaleźć mnóstwo pięknych przykładów takiej modlitwy w historii Kościoła. Matka św. Augustyna, św. Monika, modliła się całe życie za swojego syna. Podczas ich ostatniej rozmowy, tuż przed śmiercią, powiedziała do niego: „Synu, mnie już nic nie cieszy w tym życiu. Niczego już się po nim nie spodziewam, więc nie wiem, co ja tu jeszcze robię i po co tu jestem. Jedno było tylko życzenie, dla którego chciałam trochę dłużej pozostać na tym świecie – aby przed śmiercią ujrzeć ciebie chrześcijaninem i katolikiem. Obdarzył mnie Bóg ponad moje życzenia, bo widzę, jak wzgardziwszy szczęściem doczesnym, stałeś się Jego sługą” (Św. Augustyn 2006, s. 245–246). Augustyn został nie tylko chrześcijaninem, nie tylko katolikiem, ale w momencie tej rozmowy był już kapłanem, a potem został także biskupem. Kościół w swej mądrości zawsze łączył te dwie kwestie: modlitwę matki i nawrócenie jej syna. Święta Monika prosiła tylko o to, aby Augustyn został chrześcijaninem, ale modliła się tak gorąco, że skutek modlitwy wielokrotnie przekroczył oczekiwania matki. Taką moc ma modlitwa!

Na ten aspekt pośrednictwa wskazuje historia Maryi – to Bóg sam odsłania innym swoje tajemnice dzięki temu, że ktoś za nich się modli. Nie wiemy z jakiego powodu jesteśmy w Kościele, z jakiego powodu się nawróciliśmy i odkryliśmy kapłaństwo. Być może modlił się za nas ktoś z naszej rodziny albo jakaś pani z naszej parafi i modliła się właśnie za tego konkretnego ministranta – któregoś z nas – aby hojnie odpowiedział na zaproszenie ze strony Pana Boga. Modlitwa jest sercem i siłą apostolstwa. Nie jest dodatkiem w życiu kapłana, ale jest jego podstawowym działaniem apostolskim.

Uczmy się dziś od Matki Bożej nie ustawać w modlitwie – nawet będąc w tak trudnej sytuacji bycia niezrozumianym, jak Ona po zwiastowaniu. Jest to pierwszy sposób pośredniczenia pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Nie zastępujemy Pana Boga, lecz prosimy, aby Bóg sam otworzył serca innych ludzi. Na takie pośrednictwo dzisiaj wskazuje nam Matka Boża.

Z Ewangelii wg św. Łukasza 
„W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: «Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą». Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: «Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca». Na to Maryja rzekła do anioła: «Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?» Anioł Jej odpowiedział: «Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego». Na to rzekła Maryja: «Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!» Wtedy odszedł od Niej anioł” (Łk 1,26–37).

Z książki Macierzyńskie serce Maryi o. Jacka Woronieckiego OP 
„Co z tego wszystkiego zrozumiała Maryja w chwili Zwiastowania? Na pewno nie wszystko, bo Bóg dopiero powoli odkrywał przed oczyma Jej duszy wielkie swe względem Niej zamiary. To jedno na pewno stało się Jej jasnym, że odtąd w przygotowaniu przyjścia Mesjasza na świat ma Ona odegrać główną rolę, bo rolę tej, przez którą przyoblecze On naszą ludzką naturę. Tej roli oddała się Ona odkąd Anioł zniknął z Jej oczu całkowicie, powtarzając zapewne nieraz w głębi duszy te piękne słowa psalmu: «Gotowe serce moje Panie, gotowe serce moje» (Ps 108,2). (…) Święty Józef jest pierwszą duszą, na którą Maryja zaczyna oddziaływać na mocy tej roli, jaką Bóg Jej wyznaczył obok Zbawiciela; nim uda się do swej krewnej Elżbiety, gdzie po raz pierwszy odezwie się publicznie o swym powołaniu, już tu w małym domku cieśli w Nazarecie promieniami łaski, która przepełnia Jej duszę, oświeca tego, którego na towarzysza życia obrała i przygotowuje w ten sposób jego duszę na przyjęcie Zbawiciela. Nie zaczyna od rozmów, ale od modlitwy. Ze słów Ewangelii wyraźnie wypływa, że Matka Najświętsza nic nie powiedziała św. Józefowi o scenie Zwiastowania, ufna, że Bóg sam lepiej od Niej da mu poznać tę radosną nowinę. A nie mówiąc ze św. Józefem o tym, co się Jej zdarzyło, tym więcej musiała o nim mówić do Boga na modlitwie, błagając Go, aby tę najdroższą dla Niej duszę łaską swą wzmocnił i dał jej w tak trudnym położeniu postąpić wedle Jego świętej woli. (…) W ten sposób zaczęła Maryja współpracę ze swym Synem nim jeszcze na świat Go wydała, a pierwszym, którego do Niego doprowadziła i w uświęceniu, którego sama współpracowała, stał się Jej oblubieniec św. Józef” (s. 34–40).