Oddanie - Dzień 5 - Odnalezienie Jezusa w świątyni - wierność w służbie
Jedną z podstawowych misji kapłana jest głoszenie i nauczanie. Nauczamy, ale warto pamiętać o tym, że sami wciąż jesteśmy w szkole Jezusa Chrystusa. Stale jesteśmy Jego uczniami, na co wskazuje nam inne wydarzenie z życia Matki Bożej – Pan Jezus odnaleziony w świątyni jerozolimskiej.
Jest oczywiste, że Jezus wcale się nie zagubił, ale celowo pozostał w świątyni po to, aby uświadomić swoim Rodzicom, co jest dla Niego najważniejsze. Dwunastoletni Jezus naucza w świątyni mędrców i uczonych w Piśmie, ale zobaczmy, że za chwilę będzie nauczał również Ich. Na pytanie Maryi: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”, Jezus odpowiada: „Dlaczego Mnie szukaliście? Czy nie wiedzieliście, że mam być w tym, co należy do Ojca?” (Łk 2,48–49). Taka jest treść tej pierwszej katechezy wygłoszonej przez Pana Jezusa do Maryi i św. Józefa. Jezus wskazuje w niej na podstawową relację z Ojcem.
Jako kapłani jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że nauczamy – w szkole, z ambony, podczas rekolekcji. To my stale mówimy w imieniu Kościoła. Dlatego dobrze, żebyśmy czasami chcieli usłyszeć właśnie taką prostą katechezę, która przypomni nam to, co jest najważniejsze. Możemy się pogubić w kapłaństwie, jeśli pomyślimy, że wszystko już wiemy na temat życia z Bogiem. Łatwo jest poczuć, że „zjedliśmy wszystkie rozumy” i teraz będziemy już tylko nauczać. Tymczasem któż z nas jest bliżej Jezusa niż Maryja i św. Józef? A również Ich Pan Jezus pouczył i pokazał Im, jak jeszcze głębiej wejść w tę relację, która istnieje pomiędzy Synem, Ojcem i Duchem Świętym. Nawet dla osób tak czystych jak Maryja i św. Józef, pewne rzeczy były niezrozumiałe. Ewangelista Łukasz notuje, że nie zrozumieli tego, co im powiedział. My też nie wszystko rozumiemy. Skończyliśmy studia, obroniliśmy doktoraty, ale nie wszystko rozumiemy z tego, kim jest Bóg, jak działa w ludziach, jakie daje im łaski. Nie wiemy wszystkiego i to jest cudowne doświadczenie, kiedy taką katechezę usłyszymy z ust samego Jezusa, który powie nam: „Chłopie, nie wszystko wiesz. Nie zastępuj Mnie”.
Rodzice Jezusa nie rozumieli tego, co im powiedział, ale Maryja „chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu” (Łk 2,51). Jest to dla nas wskazówka, że nawet jeśli coś przekracza nasze pojęcie, to warto to zachowywać, nie odrzucać. Często kiedy kogoś nie rozumiemy, to szybko oceniamy, że nie ma on racji i nie chcemy go słuchać. Nie można tak robić. Maryja pokazuje nam bardzo ważną rzecz w naszej kapłańskiej duchowości – posłuszeństwo temu, czego nie pojmujemy. Ksiądz Jan Twardowski pisał kiedyś: „Nie ten najlepiej służy, kto wszystko rozumie”. Rozumienie jest związane z intelektem, służba natomiast – z miłością. Kiedy nie jesteśmy w stanie czegoś zrozumieć, warto wtedy „obejść” to miłością. To trochę tak, jak z małżonkami. Mąż nie rozumie do końca żony, a żona nie rozumie męża. Jestem przekonany, że w większości małżeństw panuje takie niezrozumienie. To, że małżonkowie są razem, zawsze jest cudem – jak mówił o. Joachim Badeni OP. Ale żona i mąż dążą do coraz głębszego wzajemnego zrozumienia. Jest to możliwe tylko dzięki temu, że jest w nich decyzja na miłość – nie rozumiem cię, ale kocham i jestem z tobą. Analogicznych sytuacji doświadczamy w naszym kapłańskim życiu, kiedy z jednej strony nie rozumiemy tego, co Bóg do nas mówi, z drugiej zaś nie rozumiemy tego, co mówią do nas nasi przełożeni. W takich sytuacjach warto zachowywać wszystkie sprawy w swoim sercu. Reagować miłością.
Jednym z moich ulubionych przykładów takiej reakcji jest historia związana z proboszczem z Ars, św. Janem Marią Vianneyem. Prowadził kiedyś ochronkę dla dzieci wraz z kilkoma kobietami z parafi i. Ktoś zawistny doniósł do biskupa o tej działalności. Biskupowi się to nie spodobało i kazał zamknąć ochronkę. Na drugi dzień po tej decyzji panie przybiegły do świętego proboszcza z pretensjami: „Proboszczu, nie widzimy w tym woli Bożej!”. Na to proboszcz odpowiedział: „Ja też nie widzę. Ksiądz biskup widzi i to musi nam wystarczyć”. I to jest właśnie to, o co chodzi. Nie wszystko zrozumiemy, natomiast nasza odpowiedź na te trudne sytuacje powinna być odpowiedzią wiernej miłości. Chodzi o wierność w służbie. Maryja, choć nie rozumiała wszystkiego, pozostawała wierna temu wezwaniu, które Bóg skierował do Niej podczas zwiastowania. „Ksiądz biskup widzi w tym wolę Bożą i to musi nam wystarczyć” – „Niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,38).
Są to trudne momenty, w jakimś sensie nawet momenty ciemności, kiedy wydaje się nam, że tracimy grunt pod nogami. Uciekajmy się wtedy do miłości. Tego uczy nas dzisiaj Matka Boża – zachowywać słowa w swoim sercu i pozostawać wiernym w służbie.
Z Ewangelii wg św. Łukasza
„Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Lecz On im odpowiedział: «Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?». Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział” (Łk 2,41–50).
Z książki Macierzyńskie serce Maryi o. Jacka Woronieckiego OP
„Niezmiernej wagi są dla nas te słowa Ewangelii, które nam mówią, że Maryja i Józef nie rozumieli słów Jezusa, gdy im rzekł, że w tych sprawach, które są Ojca Jego, potrzeba, aby był. Widzimy bowiem z tego, że Bóg nie od razu odkrył przed Matką Najświętszą wszystkie swe zamiary względem Jej Syna i Niej samej, lecz że powoli przygotowywał Ją do spełnienia tej roli, którą Jej wyznaczył, stopniowo objawiając swe żądania. Wiernością w ich spełnianiu zasługiwała sobie na nowe łaski i na nowe światła, które Jej odkrywały dalsze stopnie, po jakich miała się wciąż w gorę wznosić. Słowa usłyszane od Syna po znalezieniu Go w świątyni musiały się stać dla Maryi nowym pokarmem na modlitwie. Zachowując je w sercu swym i nie przestając rozważać, umacniała Ona jeszcze bardziej w swej duszy i rozciągała na coraz szersze kręgi pierwotne «Fiat» lub powtarzała słowa psalmu: «Gotowe serce moje, Panie, gotowe serce moje» (Ps 108). Trudno też przypuszczać, aby wieść o pozostaniu Jezusa w świątyni i rozmowie z doktorami nie rozeszła się przynajmniej w bliższym kręgu znajomych w Nazarecie, z których wielu brało udział w pielgrzymce do Jerozolimy. I oni musieli się zdumiewać, słysząc o mądrości dwunastoletniego młodzieńca i niejeden może mówił sobie, jak ongiś po narodzeniu św. Jana Chrzciciela i przywróceniu mowy Zachariaszowi: «Kimże będzie to dziecię?». Niejeden może zbliżał się odtąd bardziej do Świętej Rodziny i z obcowania z tą trójką najświętszych istot, jakie świat widział, czerpał zachętę do tym wierniejszej służby Bożej. I tu więc mogło się przejawiać pośrednictwo Najświętszej Maryi Panny, choć – ma się rozumieć – bardzo dyskretne i ukryte przed oczami ludzkimi” (s. 70–71).