Oddanie - Dzień 6 - Życie ukryte - pamięć o Bożej obecności

 

Jezus większość swojego życia spędził w Nazarecie wraz z Rodzicami, a po śmierci św. Józefa ze swoją Matką. Ewangelista Łukasz scenę odnalezienia Jezusa w świątyni kończy słowami: „Wrócił do Nazaretu i był im poddany” (Łk 2,51). Żyli zwyczajnie. Nic cudownego nie działo się w Ich codzienności.

Również nasze kapłańskie życie jest tak naprawdę przepełnione zwykłą codziennością. Jest oczywiście Msza święta, modlitwa, głoszenie, ale również jest mnóstwo zwyczajnych spraw: rachunki do zapłacenia, remonty, zakupy, porządki. Nikt z nas nie żyje tylko sprawowaniem sakramentów i głoszeniem Chrystusa od rana do wieczora. Ale te zwyczajne aspekty naszego życia również powinny być w jakiś sposób naznaczone rysem kapłańskim. Czasem w dowcipach mówi się, że kapłan nie chodzi, ale kroczy. To może jest zabawne na poziomie językowym, natomiast na poziomie duchowym tak być powinno. Chodzenie kapłana powinno być chodzeniem zanurzonym w obecności Bożej. Oczywiście nie tylko kapłana, ale kapłana szczególnie, ponieważ został wybrany do tego, aby nieść obecność Chrystusa Zmartwychwstałego całemu światu. Zwykłe aspekty naszego życia muszą nabierać Bożego kolorytu. I nie chodzi tylko o głoszenie Ewangelii poprzez przykładne zachowanie na co dzień, ale o to, abyśmy w natłoku spraw nie zapomnieli o tym, co najważniejsze. Musimy mieć w sobie przestrzeń na bycie z Chrystusem tak po prostu, sam na sam – w pokoju, podczas codziennych obowiązków, remontów, na zakupach. Nasze obowiązki to nie są rzeczy, które dzieją się obok naszego kapłaństwa. Bardzo często popadamy w takie złudzenie, że rano jest modlitwa, potem kilka godzin zajmujemy się czymś świeckim, jak np. porządkami, pracą biurową, a potem znowu robimy przerwę na modlitwę. I bardzo często okazuje się, że tej modlitwy jest coraz mniej, bo to życie świeckie zaczyna nas wypełniać. Dlatego warto dbać o to, żeby wszystko było przeniknięte obecnością Boga w naszym życiu, tak jak w domu w Nazarecie wszystko było przeniknięte obecnością Jezusa. W tym sensie nasze plebanie, nasze klasztory powinny przypominać dom w Nazarecie, gdzie Chrystus jest stale obecny w każdym, nawet najzwyczajniejszym aspekcie naszego życia.

Jak dbać o tę kapłańską codzienność, aby nie zgubić Jezusa Chrystusa? Kiedyś byłem w Asyżu, gdzie poszedłem do spowiedzi i dostałem straszną burę od starszego kapłana za to, że nie odmówiłem komplety. Jest to przecież najmniejsza z brewiarzowych modlitw, a ja byłem tak zmęczony… I dostałem największą burę w swoim życiu za to, że nie trzymam się brewiarza. Oczywiście że można do tego podejść tylko w sposób formalny, ale ten starszy zakonnik, który lata spędził w Asyżu, nie był formalistą. Mówił on, że brewiarz to jest dla nas podstawa uświęcania czasu. Zrozummy to dobrze: brewiarz to jest Liturgia godzin, czyli uświęcanie czasu. Cały nasz dzień jest uświęcony poprzez modlitwę brewiarzową. Wszystkie inne modlitwy i działania apostolskie będą podejmowane przez nas bez zadyszki, jeżeli stale będziemy trwać w obecności Boga w czasie uświęconym przez modlitwę brewiarzową.

Kiedyś wraz z młodzieżą dzwoniliśmy do braci ze wspólnoty Taizé, aby zaaranżować z nimi krótką rozmowę przed kolejnym spotkaniem lednickim. Bracia odpowiedzieli, że oczywiście taka rozmowa jest możliwa w każdym czasie poza godzinami modlitw. Pomyślałem, że gdyby do mnie zadzwonił ktoś z zaproszeniem, to raczej dostosowałbym się do każdej godziny, a brewiarz odmówiłbym w innej porze – przecież nie zawsze muszę modlić się ze wspólnotą... Ale bracia z Taizé pokazali nam właściwą hierarchię wartości. Modlitwa jest tym, co jest najważniejsze, tym, co uświęca nasz czas.

Brewiarz pomaga w uświęcaniu naszej kapłańskiej codzienności, ale pomocna jest także praktyka aktów strzelistych – krótkie wezwania do Ojca, do Chrystusa, do Ducha Świętego, do Matki Bożej lub świętych patronów przypominają nam o tym, że żyjemy w obecności Bożej.

Matka Boża uczy nas dzisiaj uświęcania naszego zwykłego życia, które wypełnione jest nie tylko pracą apostolską, ale mnóstwem innych działań. I to właśnie uświęcanie czasu na wzór Maryi z Nazaretu pomaga nam stale żyć w obecności Boga.

Z Ewangelii wg św. Łukasza 
„Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2,51–52).

Z książki Macierzyńskie Serce Maryi o. Jacka Woronieckiego OP 
„Życie przeto Jezusa, Maryi i Józefa musiało być wypełnione tą codzienną pracą, która dawała im utrzymanie i którą oni w ten sposób uświęcali na wieki, odkrywając przed ludzkością wielką jej godność i wartość w oczach Bożych. (…) Praca ta spełniana na chwałę Bożą miała pełną wartość modlitwy. Była ona jakby dalszym ciągiem tych modlitw, które w ciągu dnia pobożni Izraelici zwykli byli odmawiać i które miały uświęcać wszystkie czynności ich życia. Jasnym jest, że to wzajemne przenikanie się pracy i modlitwy dochodziło w małym domku cieśli z Nazaretu do takiego stopnia doskonałości, jakiego na próżno byśmy szukali gdzie indziej. U Chrystusa było ono wynikiem połączenia w osobie obu natur: boskiej i ludzkiej, dzięki czemu wszystko, co robił jako człowiek, miało charakter czynów boskich, oddających Ojcu Niebieskiemu chwałę nieskończonej wartości. U Maryi dzięki niepokalanemu poczęciu i wynikającemu z niego harmonijnemu działaniu wszystkich łask Jej duszy, wszystko cokolwiek robiła przeniknięte było do głębi pamięcią na obecność Bożą i stawało się przez to modlitwą” (s. 72).