Oddanie - Dzień 8 - Pod Krzyżem - spojrzenie na grzesznika
Jedną z kluczowych scen mówiących o Matce Bożej, jest scena z Ewangelii św. Jana, w której Maryja wraz z św. Janem stoi pod krzyżem. Ojciec Jacek Woroniecki zwraca uwagę na to, że obok Jezusa tak naprawdę jest nie tylko Matka i św. Jan, ale jest jeszcze dobry i zły łotr. Według intuicji o. Woronieckiego nawrócenie dobrego łotra, św. Dyzmy, dokonuje się na skutek spojrzeniem Matki Bożej. Ma Ona udział w nawróceniu tego człowieka, który słusznie ponosił, jak sam powiedział, swoją karę.
Bardzo często jako kapłani spotykamy się z grzesznikami w konfesjonale, ale też w różnych innych momentach naszej kapłańskiej posługi. Warto od Matki Bożej uczyć się tego macierzyńskiego spojrzenia. Warto tak patrzeć na każdego grzesznika, jakby to było nasze dziecko – w tym jest sekret nawracającego spojrzenia Matki Bożej. Ona z czułością patrzyła na łotrów, którzy byli ukrzyżowani wraz z Jezusem – w każdym z nich widzi swojego Syna.
Święta Teresa z Lisieux także walczyła o grzeszników. Sama tak o tym pisała: „Słyszałam kiedyś jak rozmawiano o wielkim zbrodniarzu, który miał być skazany na śmierć za straszne morderstwa; wszystko wskazywało na to, że umrze, nie okazując żalu. Chciałam za wszelką cenę nie dopuścić do tego, by poszedł do piekła i wykorzystałam w tym celu wszystkie dostępne mi środki. (…) Ofi arowałam Dobremu Bogu wszelkie nieskończone zasługi naszego Pana, skarby Kościoła Świętego, wreszcie poprosiłam Celinę, by zamówiła Mszę świętą w moich intencjach (…). Nie tylko mnie nie wyśmiała, ale jeszcze obiecała pomóc mi w nawróceniu mego grzesznika, co też przyjęłam z wdzięcznością, chciałam bowiem, by wszystkie stworzenia zjednoczyły się ze mną w celu uzyskania łaski dla winnego. W głębi serca czułam pewność, że moje pragnienia będą zaspokojone, niemniej, chcąc na przyszłość dodać sobie odwagi do modlitwy za grzeszników, mówiłam Dobremu Bogu, że ufając niezłomnie nieskończonemu miłosierdziu Jezusa, jestem najzupełniej pewna, iż przebaczy biednemu nieszczęśnikowi Pranziniemu i wierzyć w to będę nawet wtedy, gdyby nie wyspowiadał się i nie okazał żadnego znaku skruchy, jednak o ten znak proszę. Proszę jedynie dla zwykłej mojej pociechy… Moja modlitwa została wysłuchana dosłownie! (…) Nazajutrz po jego egzekucji wpadł mi w ręce dziennik «La Croix». Otworzyłam go pośpiesznie i co zobaczyłam? (…) «Pranzini bez spowiedzi wstąpił na szafot i gotował się do włożenia głowy w ponury otwór, gdy nagle, poruszony niespodziewanym natchnieniem, obrócił się, chwycił krucyfi ks podany mu przez kapłana i trzykroć ucałował jego święte rany! Potem jego dusza poszła przyjąć miłosierny wyrok»” (Teresa od Dzieciątka Jezus 1997, s. 108–109). Tyle opowieść św. Teresy. Zobaczmy, że ta kobieta wykorzystała wszelkie środki, aby ocalić jednego grzesznika!
Ilu wyspowiadaliśmy ludzi? Ale czy wykorzystujemy „wszelkie środki” do tego, aby jednać ludzi z Bogiem? Święty Ojciec Pio podobno dawał małe pokuty na spowiedzi. Ktoś go kiedyś zapytał: „Ojcze, dlaczego dałeś mi tak małą pokutę?”. Odpowiedział: „Bo ja przyjąłem twoją pokutę na siebie”. To jest postawa kapłana, który walczy o zbawienie grzeszników. Nie tylko jest szafarzem sakramentu, ale podejmuje walkę duchową, aby grzesznik powrócił do Boga.
W nowicjacie zachęcano nas do tego, abyśmy wstawali w nocy i za kogoś się modlili. Odpowiedzialny za naszą formację tłumaczył nam to w następujący sposób: „Zobaczcie, ile razy rodzice wstają do dziecka. Czasem mija pięć, sześć lat i każda noc jest nieprzespana. A przecież nie wstaje się raz, ale cztery, pięć razy”. A my, ile razy wstajemy w nocy, żeby pomodlić się za tych, którzy prosili nas o modlitwę? Ile razy wstajemy, aby pomodlić się za grzesznika, który zagrożony jest grzechem ciężkim, śmiercią?
Zwróćmy uwagę, że kiedy św. Teresa z Lisieux wspomina o reakcji swojej siostry na jej prośbę, pisze: „Obiecała pomóc mi w nawróceniu mego grzesznika”. To był jej grzesznik. Czy myślimy tak o ludziach, którzy przychodzą do kratek konfesjonału? Czy czujemy się za nich odpowiedzialni? Mój grzesznik, mój łotr... W taki sposób na każdego grzesznika patrzy Matka Boża – jak na swoje dziecko. Uczmy się od Niej tego spojrzenia.
Z Ewangelii wg św. Łukasza
„Jeden ze złoczyńców, których [tam] powieszono, urągał Mu: «Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas». Lecz drugi, karcąc go, rzekł: «Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił». I dodał: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa”. Jezus mu odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju»” (Łk 23,39–43).
Z książki Macierzyńskie Serce Maryi o. Jacka Woronieckiego OP
„Tam u stóp krzyża stała się Matka Najświętsza po raz pierwszy będąc świadkiem tego cudownego procesu nadprzyrodzonego, jakim jest skrucha chrześcijańska w jej najistotniejszych składnikach. (…) Tu po raz pierwszy skrucha występuje w związku z samym aktem odkupienia, łącząc się z nim i w czasie i w przestrzeni tak ściśle, jak bardziej już być nie może. I jeśli sam Dobry Łotr, któremu serdeczny żal za zmarnowane życie kruszy duszę, nie zdaje sobie sprawy, że źródłem jego jest to Serce, które obok zaledwie o kilka kroków bije w ciele boskiego Skazańca, to dla Maryi związek ten jest oczywisty. Oczyma wiary widzi Ona to promieniowanie boskiego Serca, które przez swą miłość dla Ojca, otrzymuje cudowną moc przenikania do wszystkich serc ludzkich i kruszenia w nich wszystkich przeszkód, byleby one tylko nie stawiały oporu i chętnie się poddawały Jego miłosnej działalności. Obejmuje ono i drugiego łotra wiszącego po lewicy i do jego serca też kołacze, szanując wszakże jego wolną wolę, która sama z siebie to jedno tylko może – oprzeć się łasce. Wolno nam przypuszczać, że w czasie tej uroczystej rozmowy między Chrystusem a wiszącymi na krzyżu skazańcami, Matka Najświętsza wzniosła do nich swe przeczyste oczy i że do gorącej modlitwy przyłączyła i serdeczne spojrzenie macierzyńskie, zachęcające przestępców do wzbudzenia w sobie miłości do Tego, którego Opatrzność Bożą dała im za towarzysza kaźni. U jednego z nich wszystkie Jej wysiłki rozbiły się o zaślepioną i zatwardziałą w grzechu wolę i serce Jej z bólem niezmiernym musiało przyjąć ten wyrok Opatrzności, na mocy którego Bóg pozwalał swojemu stworzeniu odtrącać swe miłosierdzie, szanując w nim ten dar stanowienia o sobie, którego mu sam udzielił. Za to w drugim z głęboką radością dojrzała odruch wywołany łaską w woli, który zawierał w sobie i zwrot do Boga przez wiarę i nadzieję i wstręt do grzechu pełen skruchy i pokory oraz łączącą to wszystko miłość skierowaną tam, skąd go dochodził cichy i łagodny głos, zwiastujący mu, że dziś będzie jeszcze w raju” (s. 109–110).