Posłanie - Dzień 2 - Nazwałem Cię przyjacielem
Chrystus zaprosił nas do przyjaźni. Powiedział: „Nazwałem was przyjaciółmi” (J 15,15). Święty Ludwik pisze: „Jezus, nasz wielki Przyjaciel oddał się nam zupełnie z duszą i ciałem, z cnotami, z łaskami i zasługami. Zdobył mnie całego – mówi św. Bernard – oddając się mnie cały. Czyż nie jest to wymogiem sprawiedliwości i wdzięczności, byśmy dali Jezusowi wszystko, co dać możemy? To Jezus pierwszy hojny był wobec nas. Idźmy za Nim, a doznamy w życiu, w godzinę śmierci i w wieczności jeszcze większej Jego szczodrobliwości” (Traktat, 138).
Słowo przyjaźń oznacza „być przy jaźni”, „być przy drugim”. Pismo Święte mówi: „Wierny bowiem przyjaciel potężną obroną, kto go znalazł, skarb znalazł” (Syr 6,15). Maryja była najwierniejszym przyjacielem Chrystusowi. Ona zawsze była przy Nim, niezależnie od tego, ile Ją to kosztowało. W Księdze Przysłów czytamy: „Rany przyjaciela są oznaką wierności” (Prz 27,6). Wierność Bogu czasami może wystawić nasze serca na zranienie. Patrząc na życie Maryi, na rany Jej Serca, widzimy, że one mówią o miłości. Święta Tereska od Dzieciątka Jezus mówiła, że miłość karmi się ofi arami. Jak wielka ofiara, tak wielka jest miłość. Na ile kocham, na tyle potrafi ę tracić.
Maryja cała ofiarowała się Bogu. Żyła jakby z otwartą raną Serca, która była znakiem Jej wierności Wszechmocnemu. Pierwszą Jej raną było poczucie niezrozumienie przez osobę Jej najbliższą – Józefa. Później była w Jej Sercu rana spowodowana odrzuceniem, kiedy „nie było dla nich miejsca w gospodzie” i musiała rodzić pośród zwierząt. Była w Jej Sercu rana spowodowana prześladowaniami, kiedy musieli uciekać przed Herodem. Potem wprost usłyszała od Symeona, że Jej duszę przeniknie miecz. I w końcu stało się to, kiedy obserwowała mękę swojego Syna i Jego konanie na krzyżu. Jednak cały czas była wierna i odważna. We wszystkim, czego nie umiała pojąć – ufała i trwała. Nigdy się Bogu nie sprzeciwiła. Maryja uczy nas, jak trwać w przyjaźni z Bogiem, pomimo tego, że nie wszystko jesteśmy w stanie pojąć. Ona pokazuje, że trwanie przy Jezusie ma swoją cenę. Rana jest ceną, którą płacimy za bycie przy Jezusie.
Błogosławiony Jerzy Popiełuszko mówił, że prawda, która nic nie kosztuje, jest kłamstwem. Jeżeli przyjaźń z Jezusem nas kosztuje, to dobrze. Jeżeli modlitwa nas kosztuje, to dobrze. Niezależnie od tego, czy jesteśmy zdrowi, czy chorzy, bogaci, czy biedni, podziwiani, czy wzgardzeni, mamy być wierni Jezusowi. To jest jedyny cel naszego życia, który pokazał nam Chrystus, kiedy powiedział: „Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło” (J 4,34). Tym bardziej nas powinno interesować wyłącznie wypełnienie woli Ojca, a zatem przyjaźń z Chrystusem. A w czym sprawdza się kapłańska wierność naszemu Panu?
Święty Paweł pisze: „Stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych” (Rz 8,19). Musimy mieć świadomość tego, że ludzie przychodzą nie do nas, ale do Chrystusa, który jest w nas. Wierni oczekują z upragnieniem, aż On się w nas objawi! Jeżeli uwierzymy, że sami z siebie mamy światu coś do zaoferowania, to świat nas wypluje i podepcze. Jeżeli Pismo Święte mówi, że całe stworzenie oczekuje objawienia się synów Bożych, to ludzie przychodzą do nas, bo chcą Chrystusa. A jeśli dzieje się tak, że nas czasami podepczą, to może właśnie dlatego, że Go w nas nie znaleźli? I rzeczywiście, częściowo jest tak, że cierpimy często ze względu na naszą wierność Bogu, ale także często cierpimy ze względu na to, że nie jesteśmy Mu wierni. Chrystus mówił: „Jeżeli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się nie zda, tylko na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi” (Mt 5,13). I być może Bóg pozwala teraz na to, żeby świat po nas deptał, bo być może oni przyszli do nas i nie znaleźli w nas Chrystusa. Być może to ma nas zmotywować, abyśmy odzyskali smak. Aby każdy, kto się z nami spotka mógł powiedzieć: Spotkałem się z Chrystusem! Jak to zrobić? Jak odzyskać smak Chrystusa, by spragnione Boga stworzenie zobaczyło w nas synów Bożych? Przede wszystkim także my musimy nauczyć się widzieć w każdym człowieku Chrystusa.
W różnych momentach roku liturgicznego przeżywamy obecność Chrystusa na różny sposób. W okresie Bożego Narodzenia spotykamy Go jako dziecko. W okresie Wielkiego Postu spotykamy Chrystusa jako cierpiącego. W okresie Wielkanocy spotykamy Go jako jaśniejącego chwałą. Podobnie jak w liturgii Kościoła, tak w każdym człowieku Chrystus może być obecny na inny sposób. W jednych może być zupełnie bezbronny, w innych odrzucony, cierpiący. W niektórych z kolei może być obecny jako chwalebny, jaśniejący chwałą, bo oni całkowicie Mu ufają i przez nich On może swobodnie działać. Takiego spojrzenia na ludzi, rozpoznawania różnych sposobów obecności Chrystusa w bliźnich, uczy nas adoracja. Kiedy trwamy przed Eucharystycznym Chrystusem, a potem odchodzimy sprzed Najświętszego Sakramentu, zaczynamy rozpoznawać Go w innych ludziach. Moje serce trwające w postawie adoracji jest wrażliwe na obecność Jezusa w drugim człowieku. Kocha Jezusa w innych ludziach. W ten sposób możemy żyć w obecności Jezusa przez cały dzień. On tego chce, ponieważ przyjaźń umacnia się przez przebywanie ze sobą. Pan Jezus mówi: „Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie co czyni Pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca Mego” (J 15,15).
Kiedy wchodzę w relacje przyjaźni z Chrystusem, to On chce mnie wprowadzać w swoje plany wobec mnie. Zaczyna dzielić się ze mną swoimi pragnieniami. Pan Jezus mówił do tłumów, ale na osobności wyjaśniał wszystko swoim uczniom. Więc On chce mieć z nami pewną sferę intymności, w której będzie pozwalał nam zrozumieć więcej. Mówił do apostołów: „Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego” (Łk 8,10). Mówi do nas niejako: „Wam dano poznać tajemnice Serca Mojego”. Wejście w przyjaźń z Chrystusem, to także wejście w tożsamość proroka, bo słowo Boże mówi: „Pan Bóg nie uczyni niczego, jeśli nie objawi swego zamiaru sługom swym, prorokom” (Am 3,7). Przede wszystkim objawia nam swoje zamiary względem nas.
Jakiś czas temu czytałem tekst na temat tego, kim powinien być ksiądz we współczesnym świecie. Było tam wiele rozmaitych poglądów, bo ludzie mają od nas różne oczekiwania. I autor tego tekstu próbował z tych wszystkich ludzkich oczekiwań ulepić obraz współczesnego księdza, który raczej wydawał się jakąś chimerą niż kapłanem Chrystusa. Zapomniano w tym tekście o jednym. Nie dopuszczono do głosu naszego Pana.
Chcemy w tych rekolekcjach na nowo odkrywać, co to znaczy, że jesteśmy powołani do życia z Nim, że jesteśmy powołani do adoracji, do bycia przy Jego Sercu, do bycia przy Jego jaźni. On nas powołał po to, żebyśmy byli z Nim. To jest nasze pierwsze powołanie. Być z Chrystusem. Być z Tym, który nas powołał.
Z Ewangelii wg św. Jana
„Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego” (J 15,15).
Z homilii papieża Benedykta XVI na Mszę Świętą Krzyżma w Wielki Czwartek 2006 roku
„Istotą kapłaństwa jest być przyjaciółmi Jezusa Chrystusa. Tylko wtedy możemy naprawdę mówić in persona Christi, chociaż nasze wewnętrzne oddalenie od Chrystusa nie może umniejszyć ważności Sakramentu. Być przyjacielem Jezusa, być kapłanem znaczy być człowiekiem modlitwy. W ten sposób rozpoznajemy Go i przestajemy być zwykłymi, nieświadomymi sługami. W ten sposób uczymy się żyć, cierpieć i działać z Nim i dla Niego. Przyjaźń z Jezusem jest przez antonomazję zawsze przyjaźnią z tymi, którzy do Niego należą. Możemy być przyjaciółmi Jezusa tylko w jedności z całym Chrystusem, z głową i ciałem; w bujnej winorośli Kościoła, ożywianego przez swego Pana. Tylko w nim, dzięki Panu, Pismo Święte jest słowem żywym i aktualnym. Bez żywego podmiotu, jakim jest Kościół ogarniający wieki, Biblia staje się zlepkiem często heterogenicznych pism i tym samym staje się księgą przeszłości. Jest ona znacząca w teraźniejszości tylko tam, gdzie jest «Obecność» — tam, gdzie Chrystus jest stale z nami, nam współczesny, w ciele swego Kościoła. Być kapłanem znaczy stawać się przyjacielem Jezusa Chrystusa, i to coraz bardziej, całym naszym życiem. Świat potrzebuje Boga — nie jakiegokolwiek boga, lecz Boga Jezusa Chrystusa, Boga, który stał się ciałem i krwią, który nas umiłował do tego stopnia, że umarł za nas, który zmartwychwstał i stworzył w samym sobie przestrzeń dla człowieka. Ten Bóg musi żyć w nas, a my w Nim. To jest nasze powołanie kapłańskie: tylko wtedy nasza kapłańska działalność może przynieść owoce” (Benedykt XVI 2006b, s. 12).