Wybranie - Dzień 2 - Ja Cię powołałem


Biblia jest pełna opisów powołań. Dzieje najważniejszych postaci historii zbawienia zaczynają się zwykle od opowieści o ich spotkaniu z Bogiem, kiedy to usłyszeli od Niego wezwanie i Mu odpowiedzieli. W takim momencie poznajemy Abrahama, ojca naszej wiary, którego Bóg powołuje i prowadzi przez kolejne szczeble wtajemniczenia i dojrzewania w wierze. Niektórzy wybrani przez Boga nie potrafi ą uznać się za wystarczających. Pamiętamy, jak Mojżesz wzbrania się przed swoim powołaniem: „Wybacz Panie, ale nie jestem wymowny” (Wj 4,10). Twierdzi, że nie będzie umiał przekonywać ludu, że jest złym kandydatem na przywódcę, że ma mnóstwo ograniczeń. Ale po otrzymaniu zapewnienia od Boga, że wystarczy mu Bożej łaski, Mojżesz podejmuje wyzwanie. Piękne i pełne dramaturgii są także powołania proroków, takich choćby jak Izajasz, Jeremiasz, Jonasz czy Ozeasz.

Swoją publiczną działalność Pan Jezus rozpoczyna od powoływania uczniów. I znów jesteśmy świadkami pięknych scen powołań i pięknych odpowiedzi przyszłych apostołów na wezwania Boga – tych ludzi, którzy staną się potem filarami Kościoła. Po swoim zmartwychwstaniu Jezus każe im wrócić do Galilei, żeby wszystko na nowo przemyśleli. Nie gdzie indziej, tylko właśnie u źródeł powołania. Zmartwychwstały Chrystus prosi, aby Jego uczniowie czym prędzej wrócili nad Jezioro Galilejskie i przypomnieli sobie tamte chwile.

Święty Paweł kilka razy w swoich listach opowiada o tym, co przeżył  usłyszał pod Damaszkiem. To doświadczenie pomagało mu potem przeżywać prześladowania dla Jezusa i Jego Kościoła. Lubimy wracać do historii powołań świętych. Pamiętamy choćby św. Augustyna, jak po długim okresie grzesznego życia i poszukiwań, gdzieś w ogrodzie podczas mistycznej wizji nagle zobaczył młodego chłopca, który powiedział do niego: „Weź i czytaj”. I wręczył Augustynowi Biblię. Tak się zaczęło jego nawrócenie, jego życie według Ewangelii. Pamiętamy biedaczynę z Asyżu, św. Franciszka. Ten też zostawił wszystko dla Jezusa, kiedy w swoim sercu usłyszał wyraźny głos Pana Boga: „Franciszku, odbuduj Mój Kościół”. Można by te przykłady bardzo długo mnożyć. Każda historia jest trochę inna, ale zobaczmy, że wszystkie mają coś wspólnego – wybrani przez Boga w trakcie wypełniania powierzonej im misji ciągle wracają do źródła swojego powołania.

Pewnie każdy z nas, kapłanów, pamięta moment swojego powołania. Czasem była to jedna, konkretna chwila, w której wyraźnie wybrzmiał głos Boga: „Pójdź za Mną”. A czasem był to długi okres rozeznawania, jakiejś wewnętrznej walki, ucieczek i powrotów, przekonania i wątpliwości co do tego, czy na pewno należy zostać księdzem. Ostatecznie jednak daliśmy się uwieść Bogu. Uznaliśmy, że On ma najlepszy plan na nasze życie. Gdy mnie ktoś pyta, jaki dzień w życiu uznaję za najszczęśliwszy, bez wahania zawsze odpowiadam, że najszczęśliwszym dniem mojego życia jest ten, w którym podjąłem decyzję, że jestem gotowy zostać księdzem. Oczywiście o szczęściu tamtego dnia wcale nie stanowi to, że ja podjąłem jakąś decyzję, ale to, że odkryłem wolę Bożą, określiłem swoją tożsamość. Szczęście tamtego dnia polega na tym, że wreszcie zrozumiałem, kim mam być i czego chce dla mnie i dla mojego życia Pan Bóg. Ważne jest, żebyśmy wracali do źródeł naszego powołania. To jest tak, jak w długiej podróży, kiedy trzeba sobie przypominać, dokąd idziemy, dlaczego idziemy w tym kierunku i kto nas na tę drogę zaprosił.

Warto wracać do historii swojego powołania także po to, aby przypomnieć sobie okoliczności tamtego czasu i odczucia, jakie nam towarzyszyły. Niekiedy były to pierwsze, wyraźne doświadczenia naszej osobistej relacji z Panem Bogiem. Doświadczenie Bożego prowadzenia. Odczucie bliskości Boga, bo kiedy Bóg powołuje człowieka, mówi do niego w bardzo osobisty sposób. W momencie, w którym Bóg nas woła, wtedy najbardziej poruszone jest nasze serce. To są pierwsze, najgłębsze, najbardziej źródłowe doświadczenia żywego Boga. Przychodzą one czasem, jak powiedzieliśmy, po długim okresie naszych wewnętrznych zmagań, duchowych ciemności i rozterek. Warto przypomnieć sobie te pierwsze rozmowy z Bogiem, stawiane Mu wówczas pytania i wyrażane wobec Niego wątpliwości, aż po niesamowitą radość z powiedzianego Bogu fiat.

Święta Teresa od Jezusa nazywała te doświadczenia Bożymi smakami. Wyraźnie odróżniała je od pociech, będących tylko jakąś wewnętrzną radością człowieka, który coś dobrego uczynił dla Boga. Smaki Boże to wyraźne doświadczenie Bożej obecności. Wyraźne odkrycie Jego woli, odczucie Jego miłości. Jasne odkrycie drogi, którą Pan Bóg chce nas prowadzić.

Po latach od tamtych chwil, może już jako zmęczeni, trochę wypaleni kapłani, niekiedy usztywnieni kapłańską rutyną czy nawet zranieni trudnymi doświadczeniami kapłańskiej posługi, wracajmy do początku swojej kapłańskiej drogi. Tak wiele się zmieniło i dziś pewnie jeszcze więcej rozumiemy z kapłaństwa, znamy się lepiej na kapłańskim fachu, ale potrzebujemy tamtego ognia miłości, który mieliśmy wtedy, tego wielkiego zaufania Bogu, które przynaglało nas do pójścia za Nim na przepadłe. Po zmartwychwstaniu Pańskim wróćmy, jak apostołowie, do swojej Galilei – do miejsca i czasu, w którym wytrysnęło źródło naszego kapłańskiego powołania.

Z Ewangelii wg św. Jana

Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje” (J 15,15–16).

Z Listu Ojca Świętego Jana Pawła II do kapłanów na Wielki Czwartek 1996 roku

Chrystus mówi: «Pójdź za Mną!» różnym ludziom. Niektórzy z nich są rybakami, jak Piotr czy synowie Zebedeusza (por. Mt 4,19–22). Ale jest również celnik Lewi, zwany później Mateuszem. Zawód celnika w Izraelu uważany był za grzeszny i godny pogardy. Chrystus jednak powołuje właśnie celnika do grona Apostołów (por. Mt 9,9). Najbardziej zaskakujące jest z pewnością powołanie Szawła z Tarsu (por. Dz 9,1–19), znanego i budzącego lęk prześladowcy chrześcijan, który nienawidził imienia Chrystusowego. I oto w drodze do Damaszku ten faryzeusz zostaje wezwany: Pan chce, by został «narzędziem wybranym», przeznaczonym do tego, by wiele wycierpieć dla Jego imienia (por. Dz 9,15–16). Każdy z nas kapłanów jakoś się w tej pierwotnej, ewangelicznej typologii powołania odnajduje, a równocześnie ma swoją własną historię powołania, poniekąd niepowtarzalną drogę, którą Chrystus prowadzi go przez całe życie. Drodzy Bracia w Kapłaństwie, musimy się często w modlitwie pochylać nad tajemnicą swego własnego powołania, z sercem pełnym zadumy i wdzięczności wobec Boga za ten niewysłowiony dar” (Jan Paweł II 2019, s. 206).

Z Listu Ojca Świętego Jana Pawła II do wszystkich kapłanów Kościoła na Wielki Czwartek 1983 roku

«Już was nie nazywam sługami (…), ale nazwałem was przyjaciółmi». Właśnie w wieczerniku zostały wypowiedziane te słowa, w najbliższym kontekście ustanowienia Eucharystii i służebnego kapłaństwa. Chrystus dał poznać apostołom oraz wszystkim, którzy po nich dziedziczą sakramentalne kapłaństwo, że mają w tym powołaniu oraz dla tej posługi stać się Jego – mają stać się przyjaciółmi owej tajemnicy, którą On przyszedł wypełnić. Być kapłanem – to znaczy być szczególnie zaprzyjaźnionym z Chrystusową tajemnicą, z tajemnicą Odkupienia, w której On daje swoje «ciało za życie świata» (…) Kapłaństwo służebne tłumaczy się tylko i wyłącznie w profi lu tej Boskiej tajemnicy – i tylko też w tym profi lu się urzeczywistnia. W głębi naszego kapłańskiego «ja», poprzez to, czym każdy z nas stał się w chwili święceń, jesteśmy «przyjaciółmi»: jesteśmy szczególnie bliskimi świadkami tej miłości, która wyraża się w Odkupieniu” (Jan Paweł II 2019, s. 76).