Wybranie - Dzień 5 - Nie jesteś sam
Umiłowany uczeń Jezusa, św. Jan, oparł swoją Ewangelię na najważniejszym imieniu Boga: „Jestem”. Pragnie on przypomnieć, że Jezus jest między nami żywy i prawdziwy. Jego „Jestem” ma różne odniesienia. „Ja Jestem drogą, prawdą i życiem” (J 14,6). „Ja Jestem chlebem żywym” (J 6,51). „Ja Jestem światłością świata” (J 8,12). „Ja Jestem dobrym pasterzem” (J 10,11). „Ja Jestem prawdziwym krzewem winnym” (J 15,1). „Ja Jestem zmartwychwstanie i życie” (J 11,25). We wszystkich tych mowach Jezus przekonuje nas po prostu do tego, że On JEST, co należy do istoty Boga. On jest Synem Bożym i Prawdziwym Bogiem. Wierzymy w Niego nie tylko dlatego, że tak czujemy, że ktoś nas do tego przekonał i dał nam dobre świadectwo. Podstawowym argumentem naszej wiary jest fakt, że Bóg jest.
Kiedy jako kapłani głosimy Słowo Boże, kiedy udzielamy sakramentów świętych, pełnimy posługę wobec chorych i potrzebujących, kiedy tworzymy różne wspólnoty w Kościele, to również dlatego, że nie mamy wątpliwości, że Jezus jest. Bez tego przekonania wszystkie te kapłańskie czynności byłyby puste. Bez wewnętrznego doświadczenia tego Jezusowego „Ja Jestem”, nasze kapłaństwo stałoby się tylko jakimś religijnym zawodem, pracą na rzecz pobożnych zwyczajów, tradycji, nauczaniem jakiegoś moralnego kodeksu.
Święty Jan na tym „Ja Jestem” zbudował swoją relację z Jezusem i dlatego jako jedyny z apostołów nie uciekł spod krzyża. Trwał tam z Maryją aż do końca, bo nie przestał wierzyć w to, że Jezus jest. Nawet widząc Go martwego na krzyżu, nie zwątpił. Najważniejszym przymiotem każdego z nas, każdego kapłana, powinna być żywa wiara, czyli taka, w której nie ma najmniejszej wątpliwości, że Jezus jest Bogiem żywym, że nie jest jakąś szczytną ideą czy historyczną postacią sprzed wieków.
Kiedy kapłan gubi żywą wiarę, gubi właściwie wszystko w swoim powołaniu. Kiedy byłem diakonem, wpadł mi do głowy pomysł, żeby wybrać się na spotkanie z jakimś starszym, doświadczonym księdzem i wprost zapytać go o to, co trzeba robić, aby być dobrym i spełnionym kapłanem. Umówiłem się z księdzem, który miał już za sobą ponad sześćdziesiąt lat kapłaństwa. Na moje pytanie odpowiedział krótko: „Pamiętaj, żebyś nigdy w kapłaństwie nie stracił wiary”. Czułem się wtedy mocno rozczarowany jego odpowiedzią, a nawet trochę zlekceważony. Byłem przecież diakonem, kończyłem seminarium, miałem za sobą lata duchowych ćwiczeń, a ten staruszek powiedział mi, że mam być wierzącym księdzem.
Oczekiwałem, że podpowie mi jak głosić kazania, katechizować dzieci, zarządzać parafią... Pouczenie, że należy być wierzącym księdzem wydawało mi się wtedy czymś tak oczywistym, że aż prostackim. Dziś wracam do tego pouczenia, jak do czegoś najbardziej fundamentalnego. Dziś wiem, po sobie i po moich współbraciach w kapłaństwie, że będąc księdzem, można stracić wiarę. Można stracić wiarę na chwilę, a niekiedy na zawsze. A czasem może nam się wydawać, że jeszcze wierzymy, podczas gdy nasza wiara umiera właśnie dlatego, że przestajemy traktować Boga jako żywą Osobę, która po prostu jest – jest prawdziwym Bogiem.
Utrata żywej wiary prowadzi nas do prawdziwej samotności. Samotność to częste doświadczenie naszego kapłańskiego życia. Nie tylko dlatego, że żyjemy w celibacie, nie zakładamy rodziny, nie budujemy własnych domów, ale również dlatego, że jest nas coraz mniej. Często musimy pracować na pojedynczych placówkach duszpasterskich. Jednak pielęgnowanie żywej relacji z Jezusem pomoże nam poradzić sobie z tą ludzką samotnością. Kapłaństwo wyrasta i opiera się na naszej wyjątkowo silnej, osobistej relacji z Jezusem. I wtedy nie ma mowy o samotności.
W potocznym języku mówi się, że ksiądz wiąże się z Panem Bogiem na całe życie, na dobre i na złe, tak jak wiążą się ze sobą żona i mąż przez sakrament małżeństwa. Święty Jan Paweł II lubił zestawiać ze sobą tajemnicę sakramentu kapłaństwa i sakramentu małżeństwa, bo obydwa te sakramenty opierają się na relacji oblubieńczej. Kiedy ksiądz straci żywą relację z Bogiem i usiłuje spełnić swoje kapłaństwo jako coś samodzielnego, to wygląda to tak, jakby mąż chciał być mężem bez żony. Taki kapłan sam będzie decydował o kierunkach duszpasterskich, sam będzie się trudził w zarządzaniu parafią, w końcu sam zacznie interpretować Słowo Boże i liturgię. Ale w którymś momencie traktowanie kapłaństwa jako samodzielnej funkcji doprowadzi księdza do wypalenia, zmęczenia i osamotnienia. A przecież nie jesteśmy sami. Jesteśmy współpracownikami Boga. Bez Niego nie możemy niczego uczynić, ale z Nim możemy działać cuda.
O św. Janie XXIII mówią, że kiedy zgodził się zostać papieżem, jako schorowany i niemłody już człowiek, nagle zobaczył ogrom odpowiedzialności i problemów, jakie przed nim stanęły. Ogarnął go straszliwy lęk, przekonanie, że nie da rady. Poczuł swoją bezradność i samotność wobec tej misji. Nagle w swoim sercu usłyszał głos, retoryczne pytanie od Jezusa: „Janie, a czy czasem nie zapomniałeś, że Ja Jestem?”. Święty papież otrząsnął się z lęku i z pełnym zaufaniem wszedł w swoje papieskie zadania.
Warto też przypomnieć raz jeszcze św. Jana Marię Vianneya, który swoje niespożyte siły czerpał z Eucharystii. Kiedy był już schorowany i prawie nie mógł mówić, wchodząc na ambonę, pokazywał ręką na tabernakulum i wołał: „On tam jest”. Czy jako kapłan naprawdę w to wierzysz, że Jezus jest? Naprawdę jest.
Z Ewangelii wg św. Mateusza
„Jedenastu zaś uczniów udało się do Galilei na górę, tam, gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: «Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata»” (Mt 28,16–20).
Modlitwa Ojca Świętego Jana Pawła II z okazji Wielkiego Czwartku 1982 roku dla wszystkich kapłanów Kościoła
„W Wielki Czwartek, który jest dniem narodzin kapłaństwa każdego z nas, oglądamy oczyma wiary cały ogrom tej miłości, która kazała Ci w Tajemnicy paschalnej stać się «posłusznym aż do śmierci» – i w tym świetle widzimy też lepiej naszą niegodność. Czujemy potrzebę wyznania – dziś bardziej niż kiedykolwiek: «Panie, nie jestem godzien». Zaprawdę «słudzy nieużyteczni jesteśmy». Widzimy jednak tę naszą niegodność i «nieużyteczność» z taką prostotą, jaka właśnie czyni nas ludźmi wielkiej nadziei. «Nadzieja zawieść nie może», gdy «miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany». Ten Dar – to właśnie owoc Twojej miłości: owoc Wieczernika i Kalwarii. Wiara, nadzieja i miłość muszą być miarą właściwą naszych ocen i naszych poczynań” (Jan Paweł II 2019, s. 70).
Z Listu Ojca Świętego Jana Pawła II do kapłanów na Wielki Czwartek 1990 roku
„Tak! Otwieramy w dniu dzisiejszym nasze serca – te serca, które On na nowo stworzył swym Boskim działaniem. Stworzył je łaską powołania kapłańskiego, i nadal w nich działa. Stwarza każdego dnia, stwarza wciąż na nowo w nas to, co stanowi o samej istocie naszego kapłaństwa – to, co każdemu z nas nadaje pełną tożsamość i autentyczność w kapłańskiej służbie – to, co pozwala nam «iść i owoc przynosić», co sprawia, iż owoc ten «trwa» (por. J 15,16). To On, Duch Ojca i Syna, pozwala nam coraz głębiej odkrywać tajemnicę tej przyjaźni, do jakiej wezwał nas Chrystus Pan w wieczerniku: «Już was nie nazywam sługami (...), ale nazwałem was przyjaciółmi» (J 15,15). O ile bowiem sługa nie wie, co czyni pan jego, to natomiast przyjaciel jest świadom tajemnicy swojego pana. Sługa może być tylko najmowany do pracy. Przyjaciel cieszy się wybraniem tego, który mu zaufał – i któremu on też ufa, ufa bezgranicznie. Prosimy więc Ducha Świętego w dniu dzisiejszym, aby stale nawiedzał nasze myśli i serca. To nawiedzenie jest warunkiem trwania w przyjaźni z Chrystusem, ono zapewnia nam także coraz wnikliwsze, coraz bardziej przejmujące poznanie tajemnicy naszego Mistrza i Pana” (Jan Paweł II 2019, s. 156).