Oddanie - Dzień 4 - Ukazanie Jezusa światu - ręce, przez które składane są dary
Na wielu ikonach widzimy Matkę Bożą, która trzyma Dzieciątko. Na ikonie Matki Boskiej Częstochowskiej, na ikonie Matki Bożej Nieustającej Pomocy i na wielu innych Maryja albo przytula Dzieciątko albo wskazuje na Nie. W ewangeliach możemy znaleźć takie momenty, w których Maryja trzyma małego Jezusa i ukazuje Go innym. Są to: pokłon pasterzy, pokłon mędrców, ofiarowania Pana Jezusa w świątyni. Również my, kapłani, trzymamy Chrystusa w naszych rękach i ukazujemy Go wiernym. I również w tym aspekcie Maryja jest dla nas wzorem pośredniczenia pomiędzy ludźmi a Chrystusem.
Nasze dłonie potrzebne są do tego, aby On mógł przychodzić do wiernych. Dlatego czasem jeszcze starsze osoby całują nasze ręce – nie dlatego, żeby nam okazać szacunek, ale dlatego, żeby okazać szacunek Chrystusowi. Warto na to pozwolić, nie wyrywać dłoni, bo tu nie o nas chodzi.
W Kościele katolickim mamy to szczęście, że wszystkie sakramenty są udzielane bezpośrednio poprzez dotyk. W innych tradycjach, np. w tradycji bizantyjskiej, używa się różnych instrumentów. Aby namaścić wiernego używa się pędzelka. Najświętszy Sakrament podaje się łyżeczką. My natomiast używamy dłoni. Wszystko dokonuje się przez bliskość, w dotyku. Własnymi rękami ukazujemy Jezusa Chrystusa. Należy więc szczególnie dbać o to, aby kapłańskie ręce były przeznaczone dla Chrystusa. Podobnie jak kielich czy patena są przeznaczone tylko do tego, aby sprawować Najświętszą Ofi arę, tak dłonie kapłana powinny być używane tylko do tego, co jest święte i najświętsze, tzn. powinny być nieskalane grzechem, byśmy zawsze mogli sami ucałować własne ręce, które namaścił Chrystus.
Ukazujemy Chrystusa przede wszystkim wtedy, gdy sprawujemy Najświętszą Ofi arę. W Eucharystii dajemy Chrystusa wiernym jako pokarm, ale także w innych znakach sakramentalnych Jezus Chrystus przychodzi przez nas do ludzi. Ojcowie Kościoła mówili, że kiedy Piotr chrzci, sam Chrystus chrzci, czyli każde działanie sakramentalne kapłana jest tak naprawdę działaniem Jezusa Chrystusa. W tych momentach działamy in persona Christi – nie tylko w imieniu Jezusa Chrystusa jako Jego posłańcy, ale w Jego osobie. To Chrystus poprzez nas działa, my natomiast mamy zniknąć. Dlatego przed sprawowaniem sakramentów modlę się, abym podchodził do nich z taką czcią, z jaką podchodziłbym do samego Pana. Abym potrafi ł zniknąć za rytuałem i obrzędem, żebym to nie ja był pierwszy podczas sprawowania Eucharystii, udzielania chrztu, namaszczania, ale żebym potrafi ł tak się wycofać, żeby było widać Jezusa Chrystusa.
Całe nasze kapłańskie życie powinno być ukazywaniem naszego Pana. Ludzie, patrząc na nas, od razu powinni móc rozpoznać, że mają do czynienia z księdzem, nawet jeśli akurat z jakiegoś powodu nie mamy na sobie sutanny czy habitu. Kardynał Wojtyła mówił kiedyś, że jak się widzi grupę skromnie ubranych młodych mężczyzn, którym dobrze z oczu patrzy, to z dużą pewnością można powiedzieć, że są to zakonnicy. Po nas, kapłanach, od razu powinno być widać, że jesteśmy Chrystusowi. Jan Paweł II w adhortacji poświęconej życiu konsekrowanemu pisze, że osoby, które oddały się Bogu „są historyczną kontynuacją szczególnej obecności zmartwychwstałego Pana”. Słowa te dotyczą osób konsekrowanych, ale w szczególności kapłanów. Nie jesteśmy tylko drogowskazem, znakiem, ale jesteśmy „historyczną kontynuacją szczególnej obecności zmartwychwstałego Pana” w Kościele. Chrystus zechciał w ten sposób objawiać się ludziom, którzy są wokół nas, dlatego cała nasza postawa musi być namaszczona. Tak jak namaszczone zostały nasze ręce, które są przeznaczone do sprawowania sakramentów, tak też cali jesteśmy namaszczeni, przeznaczeni do świadczenia o Chrystusie. Habit czy sutanna sprawiają, że nasze przeznaczenie staje się od razu czytelne dla ludzi poszukujących Boga.
Podczas pierwszego lockdownu pojechałem do księgarni. Sklepy były wtedy otwarte, ale coraz trudniejszy stawał się dostęp do sakramentów. Byłem oczywiście w habicie. Ekspedientka zapytała: „Czy brat jest księdzem?”. Odpowiedziałem: „Tak, jestem księdzem”. A ona na to: „Czy mógłby mnie ksiądz wyspowiadać?”. I tak wyspowiadałem kobietę w księgarni, pomiędzy półkami. W tym pandemicznym czasie Chrystus zechciał w taki sposób posłużyć się kapłanem, aby pojednać kogoś z Bogiem. Prawdopodobnie gdybym nie miał na sobie habitu, ta kobieta nie zwróciłaby na mnie uwagi, ale dzięki temu, że w sposób jednoznaczny ubiór mój wyrażał moją przynależność do Jezusa Chrystusa, od razu wykorzystała moją obecność w swoim miejscu pracy, aby pojednać się z Bogiem. Co może być piękniejszego od stwarzania ludziom takiej możliwości?
Mamy być jak ręce, które ukazują Jezusa Chrystusa, jak ręce Matki Bożej. Na ikonie jasnogórskiej widzimy, że Maryja lewą ręką trzyma Jezusa, a prawą dłonią wskazuje na Niego. Jest to ikona w typie Hodegetria, tj. Wskazująca Drogę. I takie ma być całe nasze życie. Na ten aspekt pośrednictwa zwraca nam dziś uwagę Matka Boża. Jesteśmy rękoma, które przyprowadzają do Chrystusa.
Z Ewangelii wg św. Łukasza
„A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił: «Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela»” (Łk 2,25–32).
Z książki Macierzyńskie serce Maryi o. Jacka Woronieckiego OP
„Po objawieniu pasterzom w Betlejem przez anioła, drugi to moment w tym stopniowym zwiastowaniu ludziom przyjścia Zbawiciela na świat. Jak tam, tak i tu ten Zbawiciel jest na ręku swej Matki. Ona Go pokazuje tak pastuszkom w stajence betlejemskiej, jak i tu na podwórzu świątyni tym wybranym duszom, którym Symeon i Anna zwiastują wielką nowinę. Ona jest tu pośredniczką między boskim Synem a pierwszymi Jego czcicielami, przyjmuje hołdy Jemu składane i z wdziękiem, i prostotą dziękuje za nie tym wszystkim, którzy się do nich garną. Święty Józef jest wciąż przy Niej, ale jasnym jest, że Ona tu odgrywa pierwszą rolę, że do Niej zwracają się wszystkie oczy i w Niej widzą już wtedy tę jedyną istotę, którą Bóg przeznaczył na Matkę Mesjasza. Nie domyślając się jeszcze nawet tej głębi łask, które Bóg zlał do Jej duszy, mają oni jednak to przekonanie, że została wyniesiona ponad innych ludzi i niejeden zwraca się może do Niej słowami Archanioła i Elżbiety: «Błogosławionaś Ty między niewiastami». (…) Podczas pokłonu Trzech Mędrców powtórzyło się to samo, cośmy już podziwiali w scenie nocy Narodzenia. Ewangelia powiada, że mędrcy wszedłszy do domu, nad którym stanęła gwiazda, znaleźli tam Dziecię z Maryją, Matką Jego. I dalej więc Maryja wciąż jest złączona z Synem. Ona pokazuje Go tym nowym czcicielom przybyłym z tak dalekich stron, Ona przyjmuje od nich dary i Ona w imieniu tego Dziecięcia dziękuje za nie. I w tym pierwszym zetknięciu świata pogańskiego ze Zbawicielem wszystko odbywa się przy udziale Maryi i za Jej pośrednictwem; przez Jej ręce przechodzą ofiary składane Zbawicielowi i Jej usta dziękują za nie i obiecują w zamian dary łask Bożych” (s. 53, 59). „Czemu zawdzięcza Kościół pierwotny owe wielkie upływy łask, które się nań zlewały w tych pierwszych czasach i które sprawiały, że z taką szybkością pomnażały się jego zastępy pomimo tak słabych, po ludzku sądząc, sił jego wyznawców i tylu spotkanych przeszkód? Łaski te zawdzięcza Kościół apostolski modlitwie Maryi w czasie uczt eucharystycznych, że Ona, pojmując jak nikt inny, jakie nieskończone bogactwa łask czekają niejako przygotowane dla nas w każdej Mszy świętej, wyzwalała je niejako z ukrycia i to w takiej mierze, w jakiej nie było dane nikomu innemu. Cudowna myśl i nie ma żadnej racji, abyśmy jej sobie nie mieli przyswoić dla związania silniejszymi jeszcze więzami Matki Zbawiciela z Jej Synem, ukrytym w Eucharystii. Nietrudno też dojrzeć, jak łączy się ona z nauką o pośrednictwie Maryi i jak nowe rzuca na nią światło” (s. 160).