Posłanie - Dzień 3 - Chcę, żebyś płonął moim ogniem
Jest taka anegdota o dwóch proboszczach. Pierwszy z nich mieszkał w wielkim mieście i miał wielki kościół, ale przychodziło do niego niewielu wiernych. Drugi z nich służył w małym, wiejskim kościele, do którego uczęszczało tyle ludzi, że nie byli w stanie się pomieścić, dlatego część z nich musiała stać na zewnątrz. Pewnego razu ci dwaj proboszczowie spotkali się na odpuście. Siedzą razem przy obiedzie i ten zacny proboszcz z miasta mówi do wiejskiego proboszcza: „Jak to robisz, że u ciebie jest taka frekwencja? Zobacz, mam tak wielki kościół, a on jest pusty. Powiedz mi, co mam zrobić, żeby do mojego kościoła przychodziło dużo ludzi?”. I ten wiejski proboszcz odpowiada: „Jak wrócisz z obiadu, wejdź do swojego pokoju, zwiń dywan, narysuj kredą na podłodze wielkie koło”. „No i co dalej?” – dopytuje zaintrygowany proboszcz z miasta. „Wejdź do środka i zacznij się modlić do Ducha Świętego. I nie wychodź z tego okręgu, dopóki Duch Święty cię nie wypełni”. Tak jest! Bóg pragnie zapalić nas ogniem Ducha Świętego. Nasze apostolstwo jest apostolstwem ognia. Bóg sam jest ogniem i chce żebyśmy my także zapłonęli.
Święty Ludwik pisze w swoim Traktacie: „Lecz kimże będą owi słudzy, niewolnicy i dzieci Maryi? Będą to kapłani Pańscy, co jak ogień gorejący będą rozpalać wszędzie żar miłości Bożej” (Traktat, 56). W innym miejscu notuje: „Kiedyż to nastąpi, ten potop ognia czystej miłości, który rozpalisz po całym okręgu ziemi, który przyjdzie tak łagodnie i tak porywająco, że wszystkie narody: poganie, Muzułmanie, innowiercy i Żydzi zostaną pochłonięci przez ten ogień i nawrócą się? A nie masz, kto by się mógł ukryć przed żarem jego (Ps 18,7). Niechaj więc wzrasta jego płomień! Niech ten Boski ogień, dla którego przyczyny Chrystus przyszedł na ziemię, zostanie zapalony zanim wszystko rozgorzę pochłaniającym ogniem Twojego gniewu, który zstąpiwszy na dół, zmieni całą ziemię w popiół. Jeśli wypuścisz Ducha Twego, (…) odnowisz oblicze ziemi. Ześlij na ziemię Twojego wszystko pochłaniającego Ducha, by ukształtować kapłanów, którzy by płonęli tym samym ogniem a których działalność odnowi oblicze ziemi i zreformuje Twój Kościół” (Modlitwa płomienna dla uproszenia misjonarzy, 17).
Święty Ludwik przewidział potop ognia czystej miłości, który rozpali cały świat. To jest niesamowita wizja, którą Bóg przecież realizuje w naszych czasach. Może ją realizować na nas, jeśli tylko jesteśmy na to gotowi. Papież Benedykt XVI w książce Słudzy Waszej radości pisał: „Naśladowanie wymaga od nas odwagi, by stać przy Jego ognistym wozie. Odwagi, by być blisko ognia, który On przyszedł rzucić na ziemię, aby płonął. Orygenes przekazuje nam takie słowa: «Kto jest blisko Mnie, jest blisko ognia»”.
Nasz Bóg jest Ogniem. Jako ogień objawił się Mojżeszowi w krzewie gorejącym, a potem zstąpił w łono Maryi. Bóg przyszedł do Niej i Jego ogień Jej nie spalił. To Maryja jest Nowym Krzewem Gorejącym. Bóg jest Ogniem, który dzięki Maryi przybrał Ciało. To samo Ciało, które adorujemy w Najświętszym Sakramencie. Dlatego adoracja także jest trwaniem przy Ogniu.
W doświadczenie tego Ognia może nas wprowadzić tylko Matka Boża. Błogosławiony Prymas Wyszyński pisał, że obecność Maryi podczas Pięćdziesiątnicy była konieczna – gdyby Jej zabrakło, nie byłoby Kościoła. Tak jak podczas zwiastowania, kiedy zstąpił na Nią Duch Święty, poczęła Jezusa, tak w wieczerniku z Duchem Świętym, Ogniem, poczęła Kościół. Potrzebujemy więc, żeby Ona wprowadziła nas w doświadczenie Ognia, którym jest Bóg. Ognia, który zapala i daje życie.
Istotą naszego powołania jest to, żeby płonąć. Nawet jeśli ten ogień od dnia święceń nieco w nas przygasł, to dobra nowina jest taka, że Bóg jest Bogiem, który „nie zagasi knotka o nikłym płomyku” (Iz 42,3). Chce rozpalić na nowo ten płomień, który zapalił w nas w dniu święceń. Naturą ognia jest to, że jest żywy – ogień jakby bierze w posiadanie. Dlatego oddać się Bogu, który jest Ogniem, to znaczy wejść w jakiś rodzaj bierności. Trzeba pozwolić, żeby Boży ogień, ogień nadprzyrodzony, nas rozpalał.
Ale zapłonąć może tylko ten, kto wie, że jest suchy. Wilgotne drewno przecież się nie zapali. Czasami doświadczamy w różny sposób naszej „suchości” – naszej grzeszności, naszych słabości. I to właśnie czyni nas silnymi! Tylko ten, kto jest świadomy własnej słabości, jest silny. Natomiast ten, kto jest przekonany o tym, że jest silny, pozostaje tak naprawdę słaby. Świadomość słabości jest warunkiem przyjmowania ognia. Tylko dlatego, że jesteśmy słabi, możemy być posłani. Gdybyśmy nie byli słabi, nie moglibyśmy ewangelizować, bo wtedy owoce ewangelizacji przypisywalibyśmy sobie, nie Bogu. Bóg chce w nas odnowić swój ogień, ponieważ wtedy będziemy mogli zapalić innych. Ludzie mają niesamowity głód nadprzyrodzoności. Mają głód ognia nie z tego świata. Dlatego nas potrzebują.
Istnieje jednak także zły duch, który próbuje zapalić w nas swój ogień. Ogień, który może niejako stłumić Boży płomień. Jest to ogień pożądliwości ciała i pożądliwości oczu, czyli ogień nieczystości i chciwości. Jeżeli doświadczamy pokus, to jest to znak, że zły duch usiłuje rozpalić w nas ogień przeciwny ogniowi Bożemu. Ale jest to przecież dobra wiadomość – jeśli mamy wiele pokus, to znaczy, że zły duch walczy, że bardzo się trudzi, by nas zwieść, bo jesteśmy dla niego dużym problemem. Ale jak wielka i potężna jest łaska Bożego ognia! Jeśli uznamy własną „suchość”, to Bóg sam nas rozpali.
Święta Faustyna pisała: „Wszystko, co jest we mnie dobrego, sprawiła to Komunia Święta. Wszystko jej zawdzięczam. Czuję, że ten święty ogień przemienił mnie całkowicie. O, jak się cieszę, że jestem mieszkaniem dla Ciebie, Panie. Serce moje jest świątynią, w której ustawicznie przebywasz” (Dz 704). Kiedy adorujemy eucharystyczne Ciało naszego Pana, przebywamy w bliskości tego świętego Płomienia, który nas ogrzewa swoją miłością. Kiedy przyjmujemy Jego Ciało w Eucharystii, przyjmujemy Jego ogień, który nas przemienia
Panie, daj nam swój ogień! Niech proroctwo św. Ludwika o potopie ognia czystej miłości, wypełni się na nas. Proszę Cię, Panie, przez Twoją miłość do Maryi, ześlij ogień Twojej czystej miłości w nasze kapłańskie serca. Niech on przezwycięży ogień chciwości i nieczystości. Niech tamten ogień zupełnie zgaśnie. Niech Maryja uczy nas, jak przyjmować ogień Twojej miłości. Amen.
Z Ewangelii wg św. Łukasza
„Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby już zapłonął” (Łk 12,49).
Z książki Słudzy Waszej radości. Medytacje o duchowości chrześcijańskiej Josepha Ratzingera
„Naśladowanie wymaga od nas odwagi, by stać przy Jego ognistym wozie; odwagi by być blisko ognia, który On przyszedł rzucić na ziemię, aby płonął. Orygenes przekazuje nam takie słowa Jezusa: «Kto jest blisko Mnie, jest blisko ognia». Kto nie chce spłonąć, ten się go przestraszy. Do «tak» naśladowania należy odwaga, aby pozwolić się spalić ogniem Męki Jezusa Chrystusa, który jest równocześnie ocalającym ogniem Ducha Świętego. Tylko wtedy, gdy mamy odwagę być blisko tego Ognia, gdy pozwolimy na to, abyśmy sami płonęli, wówczas możemy także zapalać Jego ogień na tej ziemi, ogień życia, nadziei i miłości. To jest w zasadzie ciągle istota powołania: że musimy być gotowi na to, by ono nas spaliło, byśmy stali się płonącymi, których serce płonie siłą Jego słowa. Jeżeli będziemy letni i nudni, nie będziemy mogli zapalić ognia w tym świecie, dawać siły do przemiany” (Ratzinger 2012, s. 452).