Wybranie - Dzień 6 - Czekam na Ciebie
Mam za sobą już sporo przeprowadzonych rekolekcji dla kapłanów. Kiedyś większość rozmów z księżmi podczas rekolekcyjnych spotkań dotyczyła wzajemnych relacji kapłańskich. Proboszczowie żalili się na nowe pokolenie młodych wikariuszy, a wikariusze narzekali na swoich proboszczów. Często chodziło o zwykły konflikt pokoleń albo ludzką nieumiejętność budowania relacji. Od jakiegoś czasu dominującym tematem tych rozmów rekolekcyjnych jest problem kapłańskiego wypalenia. Niekiedy całkiem młodzi księża czują się już bardzo zmęczeni kapłaństwem, rozczarowani brakiem duszpasterskich owoców, zniechęceni złą opinią o kapłanach, przerażeni trudnościami w relacjach z młodymi ludźmi na katechezie. Powodów takiego wypalenia czasami jest bardzo dużo, a czasem zupełnie niewiele. Nie da się opowiedzieć każdego przypadku i pewnie każde nasze kapłańskie wypalenie wygląda inaczej. Ale św. Tomasz z Akwinu, mówiąc o zjawisku takiej duchowej acedii, podkreślał, że zaczyna się ona zawsze od utraty ideałów i wiary w najważniejsze prawdy, w najgłębsze doświadczenia duchowe.
Wszyscy chyba pamiętamy naszą kapłańską młodość, czas seminarium. Pewien strach przed wychowawcami i przełożonymi, który brał się z tego, że bardzo zależało nam na kapłaństwie i baliśmy się, że możemy zostać usunięci z seminarium. Deklarowaliśmy wtedy, że chcemy oddać swoje życie Bogu bez warunków, bez zastrzeżeń. Gotowi byliśmy, przynajmniej w teorii, do największych poświęceń. Podobnie było z posłuszeństwem. Myślę, że naprawdę szczerze wkładaliśmy swoje dłonie w ręce biskupa, obiecując mu i jego następcom cześć i posłuszeństwo. Robiliśmy to nie z braku doświadczenia czy z młodzieńczej naiwności. Robiliśmy to, bo naprawdę wierzyliśmy w te wielkie prawdy wiary o Bogu, o Jego Słowie, o mocy działania sakramentów, o ważności kapłańskiego powołania.
Po święceniach przyszło mnóstwo zadań, aktywności, działań do podjęcia. Jak to zwykle bywa, musieliśmy z czegoś zrezygnować. Pewnie szybko po seminarium zrezygnowaliśmy z lektury Słowa. I prawdopodobnie coraz częściej rezygnowaliśmy ze spraw najważniejszych na rzecz tzw. spraw pilnych. Rezygnowaliśmy z duchowych ideałów na rzecz aktywności i działań. Ale skoro św. Tomasz podpowiada, że duchowa acedia zaczyna się od odejścia od duchowych ideałów, to żeby się z niej uwolnić, trzeba do tych ideałów po prostu wrócić. Trzeba wrócić do tych głębokich prawd.
Może w swoim wypaleniu czy braku kapłańskiego żaru i radości nie jesteśmy tacy, jak syn marnotrawny. Pewnie aż tak bardzo jak on jeszcze nie pobłądziliśmy. Ale podobnie jak on, mamy tylko jedną drogę – wrócić do Ojca. Nasze uzdrowienie, rozpalenie na nowo naszego kapłańskiego ognia jest możliwe tylko wtedy, gdy powrócimy w ramiona miłosiernego Ojca. Bóg Ojciec czeka na każdego z nas, żebyśmy wrócili z naszych indywidualnych wędrówek, z naszych osobistych wyobrażeń, że gdzieś bez Boga albo obok Niego znajdziemy kapłaństwo lepsze, znajdziemy lepszy i skuteczniejszy sposób na kapłańskie życie, że gdzieś tam w innej krainie znajdziemy doskonalszy Kościół, zbudujemy lepszą parafię, stworzymy sobie atrakcyjniejszą liturgię.
Bóg ciągle czeka na nasze powroty, a my dobrze wiemy, gdzie są te miejsca, w których czeka. Oczywiście jest w konfesjonale, żeby powiedzieć nam, że się nie gniewa, że przebacza i że możemy naprawdę zacząć od nowa. Bóg ma wyjątkowe upodobanie do odpuszczania grzechów swoim kapłanom, ale bardzo cierpi, kiedy kapłani ich nie widzą, nie wyznają, nie mają wewnętrznej skruchy i gotowości do powrotu.
A przecież Ojciec czeka na swoich kapłanów, na każdego z nas, z przygotowaną ucztą, pięknymi szatami i pierścieniem – jak na syna marnotrawnego. Te wszystkie znaki to również symbole naszego kapłaństwa. Symbole tych rzeczywistości, do których Bóg chce, żebyśmy powrócili. Pierścień jest symbolem zaślubin. Jezus nie odwołuje naszych zaślubin z Nim w sakramencie święceń. Dla Niego zawsze będziemy Jego kapłanami – to jest nieodwołalne. Czeka więc na nasz powrót do kapłańskiej wierności. Bóg czeka na nas z ucztą, czyli z Eucharystią, bo wciąż chce przychodzić do ludzi przez nasze ręce. Ale chce, żebyśmy my także na nowo odkryli, że On jest w Eucharystii, że jest w nas, kiedy odprawiamy Mszę świętą, że działa w Najświętszym Sakramencie. Ojciec miłosierny czeka na nas z kapłańskimi szatami. Nasz strój – nasze koloratki, sutanny, habity – to nie tylko znak identyfikacji z duchowieństwem jako „grupą zawodową”, ale płaszcz ochronny przed zagubieniem naszej tożsamości. To jest znak – zarówno dla nas, jak i dla innych – tego kim jesteśmy, do Kogo należymy.
Tyle jest miejsc, w których Bóg na nas czeka i dobrze wiemy, zwłaszcza my, księża, gdzie Go szukać. I kiedy czasem w naszym kapłańskim zagubieniu, wypaleniu, naszych kapłańskich problemach, rozterkach wołamy do Boga: „Gdzie jesteś Panie Boże? Dlaczego mnie opuściłeś? Dlaczego jest mi tak trudno? Jak mogę odbudować swoje kapłaństwo?”, to Bóg odpowiada swoim pytaniem: „A gdzie ty jesteś mój kapłanie? Ja ciągle na ciebie czekam tam, gdzie dobrze wiesz, że najpełniej i najprawdziwiej mieszkam. Ja ciągle tam jestem. Tylko gdzie ty jesteś, mój kapłanie? Przecież czekam na ciebie. Wróć do Mnie”.
Z Ewangelii wg św. Łukasza
„Potem wyszedł i udał się, według zwyczaju, na Górę Oliwną: towarzyszyli Mu także uczniowie. Gdy przyszedł na miejsce, rzekł do nich: «Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie». A sam oddalił się od nich na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i modlił się tymi słowami: «Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!» Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię. Gdy wstał od modlitwy i przyszedł do uczniów, zastał ich śpiących ze smutku. Rzekł do nich: «Czemu śpicie? Wstańcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie»” (Łk 22,39–46).
Z Listu Jana Pawła II do kapłanów na Wielki Czwartek 1987 roku
„Ewangelie wspominają wiele razy o tym, że Jezus się modlił, co więcej, «noce spędzał na modlitwie» (por. Łk 6,12). Żadna z tych modlitw Jezusa nie została ukazana w sposób tak dogłębny i przenikliwy, jak właśnie ta jedna – modlitwa w Ogrójcu. Jest to zrozumiałe. Żaden inny bowiem moment w życiu Jezusa z Nazaretu nie był tak decydujący. Żadna inna modlitwa nie wchodziła tak ściśle w to, co miało być «Jego godziną». Od żadnej innej decyzji w Jego życiu nie zależało w takiej mierze spełnienie woli Ojca, który «tak (...) umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne» (J 3,16). (...) Modlitwa w Ogrójcu jest, jak gdyby kamieniem węgielnym, który Chrystus położył u podstaw służby sprawie, jaką «Ojciec Mu zlecił» – podstaw dzieła Odkupienia świata przez ofiarę złożoną na Krzyżu. Musimy jako uczestnicy Chrystusowego kapłaństwa, złączonego nierozerwalnie z Jego ofiarą, u podstaw naszej kapłańskiej egzystencji kłaść również kamień węgielny modlitwy. Pozwoli nam ona połączyć naszą egzystencję z kapłańską posługą, zachowując dogłębną tożsamość i autentyczność tego powołania, jakie stało się naszym szczególnym udziałem w Kościele, we wspólnocie Ludu Bożego” (Jan Paweł II 2019, s. 124–127).